10.09.2023r. Niedziela.

Rano budzi nas sowa, później pies, a na końcu gadający z rowerem dziadek. Wstajemy skoro świt, nie ma rady. Dzisiaj czeka na nas wieczór w Rydze.

Trzymamy się cały czas brzegu morza jadąc drogą asfaltową przez las. Zjeżdżamy z trasy do Parku przyrody Jeziora Engure. Wita nas kicający królik.

Idziemy wzdłuż jeziora przez las. Atrakcją w ty miejscu jest stado koni i dzikich krów zwłaszcza rodzimej rasy, łotewskiej niebieskiej. Wprawdzie przechodzimy wzdłuż wygrodzonej zagrody dla stada, ale ani śladu krowy czy konia.

Maszerujemy tak dobre 1,5 km do wieży widokowej.

I jest stado – wygrzewa się w słońcu koło wieży na kawałku suchej trawy.

Wokół ogromne jezioro porośnięte trzciną. Krowy nie takie dzikie bo stały lub leżały w miejscu bez ruchu. Tak samo konie. Wracamy do buchanki zastanawiając się jak można zrobić atrakcję turystyczną z kilku krów i koni pasących się nad jeziorem 🙂 Ale to jest Łotwa. Szacunek do przyrody ożywionej i nieożywionej przede wszystkim.

Nie ominęliśmy również Parku Narodowego Ķemeri. Jest jednym z największych torfowisk mchowych na łotewskim wybrzeżu. Jego powierzchnia to 5000 ha.

Na trzcinowisku zbudowano kładkę prowadzącą do wieży widokowej. I tą kładką, bardzo chybotliwą zresztą sobie maszerujemy tunelem przez trzciny po jeziorze.

Prosto do wieży widokowej i z powrotem. Bardzo pomysłowe rozwiązanie.

Upał doskwiera szukamy zjazdu nad morze żeby się wykąpać. Niestety im bliżej Rygi tym więcej terenu zajętego przez ludzi. Same zakazy.

W końcu udało nam się znaleźć miejsce blisko plaży. Morze ciepłe, czyste i spokojne .

W najgorszy upał w same południe dojechaliśmy do kurortu Jarmyła. Korki były takie, że sobie odpuściliśmy. Na chwilę zatrzymaliśmy się koło dworca kolejowego na kawę.

Jesteśmy niedaleko Rygi. Ruch się wzmaga. To przedmieścia. Wysokie bloki. Jedziemy prosto na camping żeby jakoś się ogarnąć po tygodniowej podróży i dzikich noclegach w lesie.

Pierwszy camping ten najbliższy starówki odpadł. Betonowy parking na zapleczu galerii. Masakra jakaś.

Następny był bardzo daleko od starówki. Dobre 3 km. Dramat na samą myśl kolejnego marszu. Decydujemy się jednak tutaj zostać.

Jest rzeka,

są drzewa,

jest trawa i ładny budynek socjalny. 26 Euro za dobę. Spoko. Po siedmiu dniach nareszcie gorąca woda, z prysznica zmywa sól z ciała 🙂

Po moich jękach, że nie dam rady w końcu ruszamy na starówkę. GS jak zawsze wybrał skrót, ale tym razem mu się udało,

Maszerujemy wzdłuż nabrzeża.

Ulica stara, ze starymi domami i kocimi łbami oraz odremontowanymi budynkami doprowadziła nas do mostu.

Most przez Dźwinę jest imponujący z wysokim pylonem z betonu i grubymi stalowymi linami. Przechodźmy na drugą stronę rzeki.

Przy nabrzeżu zaparkowały okręty wojenne i łódź podwodna. To ta zauważona przez nas wcześniej- na pewno.

Idziemy na starówkę. Cała wybrukowana. Wokół same duże kamienice, place, kościoły, kręte wąskie uliczki.

Mnóstwo oświetlonych knajpek, muzyków na ulicach, turystów.

Podziwiamy pięknie odnowiony niepowtarzalny ratusz.

Idziemy do Pomnika Wolności to centrum najważniejszych wydarzeń na Łotwie. Stara Ryga jest sercem i duszą stolicy Łotwy tak piszą w różnych przewodnikach. Ale dla mnie wydała się jakby nie zamieszkała przez tubylców. Część kamienic straszy pustymi ciemnymi oknami. Brak firanek w oknach, doniczek z pelargoniami. Mieszkańców siedzących na balkonach, wystających w bramach.

Po wypiciu lokalnego piwa – na wzmocnienie przed drogą powrotną. Ruszamy na camping przed nami 3 km nocnego marszu.

W Dźwinie odbijają się światła miasta. Tą samą uliczką pustą i tajemniczą dochodzimy do kempingu. Siadamy koło buchanki. Nad naszymi głowami przelatują samoloty dosłownie jeden za drugim i lądują lub startują z pobliskiego lotniska. Na naszą herbatkę z wkładką spada nocna rosa. Czas uciekać do auta. Zasypiamy natychmiast.

Galeria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.