Rok 2023 bezpowrotnie odchodzi. I dobrze bo był dla nas rokiem męczącym. Raz nad kreską raz pod kreską. Porównanie mijającego czasu do sinusoidy jest w naszym przypadku bardzo adekwatne. Ale od początku.
Rok 2023 przywitaliśmy na plaży nad morzem w Mrzeżynie. Deszcz padał bez przerwy z krótką chwilą ulgi na wystrzelenie szampana.
Było pięknie. Jak zawsze w Sylwestra nad morzem.
Woda po horyzont, ciemność i to dominujące uczucie że za horyzontem coś nowego się zaczyna, coś na nas czeka.
Przenocowaliśmy w buchance i ruszyliśmy na krótką wycieczkę do Kołobrzegu. Znaleźliśmy się nagle w tłumie noworocznych turystów. Wracamy do domku w lesie.
Przez kilka dni GS walczył z ogromnymi kłodami drewna, które zakupiliśmy pod koniec grudnia. To była tytaniczna praca. Ciął, rąbał, układał, ciął, rąbał, układał…
W styczniu urodziła się nasza nowa wyprawowa pasja do archeologicznych zabytków Pomorza Zachodniego.
Cmentarzyska i grodziska to obiekty naszych planowanych w 2023 r eksploracji.
Na początku lutego po raz pierwszy uczestniczyliśmy w zimowym zlocie militarnym w Bornym Sulinowie.
Fantastyczna impreza dla każdego. Organizowana przez ludzi z pasją.
W lutowe niedziele, korzystając z niezłej pogody, robiliśmy krótkie wypady do starych opuszczonych miejsc.
W marcu nastąpiło ocieplenie co jeszcze bardziej nas zmobilizowało do krótkich wypadów archeologicznych.
Jezioro Głębokie, Przyrzecze, Brzeźnica dostarczyły nam mnóstwa przeżyć i rewelacyjnych odkryć.
W ogrodzie cudnie zakwitł ciemiernik.
I coś już tam wysiałam na świeżo przekopanym ogródku.
W kwietniu szykujemy Święta. GS zasypuje część dołu przed domem,
sadzonki na strychu pięknie powschodziły. Malutkie pomidory.
W Święta zebraliśmy się przy stole, ale wyczuwało się napięcie. Coś ulotnego niedopowiedzianego krążyło wokół nas. I krzywa zaczyna spadać
Majówkę spędziliśmy sami na 2 dniowej wyprawie do Złocieńca. Trochę wyluzowaliśmy. Maj minął szybciutko na pracy w naszym ogrodzie.
W czerwcu podlewając nieustannie nasze roślinki, bo susza jest ogromna,
planujemy nasz kolejny wyjazd na Fotofestiwal do Łodzi.
Wyprawa nad wyraz udana. Wracamy z niej z naładowanymi akumulatorami. Sinusoida rośnie do góry.
Na początku lipca spędzamy 3 wspaniałe dni w Szczecinku na Festiwalu Balonowym. Lipiec pełen jest w przeróżne wydarzenia.
W ogrodzie zakwitły żółte lilie. Przyjechała rodzina na wakacje.
Wysypały ogórki i zaczął się sezon na kiszenie.
Ogród zrobił się kolorowy i bujny. Jednak w całej tej sielankowej wiejskiej rzeczywistości coś zaczyna zgrzytać. Lecimy w dół.
1 sierpnia wyjazd na Woodstock. Ostatni nasz Woodstock był 2019 r. , ostatni Kostrzyn. Długo nic bo pandemia, bo miejscówka nie taka, aż do tego roku.
Jedziemy do Czaplinka. Wiadomo nie jest to już to samo. Może to i dobrze inne miejsce, inni ludzie, inne koncerty, inni my.
Chwila oddechu i wracamy do dołka. Urodziny babci, u nas na działce. To był bardziej towarzyski event niż urodziny babci . Druga impreza rodzinna i nadal to napięcie.
Jeszcze rzucamy się na letnią imprezę Ińskie lato Filmowe i urodziny Budynia. Czuję, że to wszystko kręci się jakby obok mnie. Nie uczestniczę w tych zdarzeniach. Jestem w innym wymiarze.
Jezioro Woświn i słowiańskie obrzędy. Poznajemy nowych ludzi. Jeszcze za wcześnie oceniać ich pracę zaangażowanie. Wydają się autentyczni.
Poezja śpiewana w Moczyłach. Warto było dla samego Czesława.
Pod koniec sierpnia intensywnie zbieram pomidory i przerabiam na sosy. Planujemy wakacyjną wyprawę.
Dokładnie w moje urodziny 2 września ruszamy. Litwa-Łotwa.
Dwa cudowne tygodnie.
Krzywa szybuje do góry. Jest przecudnie. Końcówka września wracamy i zbieramy plony.
Dużo tego w ogrodzie. Dynie, cukinie, pomidory.
W październiku sezon grzybowy w pełni. Codziennie maszeruję przez las z wiaderkiem. Myśli kłębią mi się w głowie. Suszymy.
Buraki jak główki kapusty i wielki pasternak. Wykopane olbrzymy, jak cieszą nas te plony.
Jesień znowu pełna złych emocji. Lądujemy poniżej prostej. Tyle rzeczy nas omija . Uczestniczymy niby w nich, ale jednocześnie jakoś z boku,
wykład o kręgach kamiennych w Wałczu, fantastyczne spotkanie z ciekawym wykładowcą.
krótki oddech nad morzem,
lanie wosku i wróżby
Joint Venture Sound System w Kołobrzegu, to był hit.
Beksiński w Ińsku. Niewyobrażalne emocje.
Na życzenie Nadleśnictwa musieliśmy usunąć się z części działki.
Dużo tego się nagromadziło. Nie ogarniamy. I kiedy wszystko pogrąża się w chaosie, 27 grudnia umiera moja mama.
Mamy zacząć nowy rok bez niej, bez osoby, która była dominującą w rodzinie. Mamy się przestawić. Nowe rozdanie, nowa rzeczywistość. Mamy też plany na wyprawę do Wenecji na biennale i dalej do Bułgarii w poszukiwaniu słowiańskich korzeni. Na pewno muszę zwolnić, muszę stanąć i pomyśleć. Muszę znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Bo dalej będę w dole sinusoidy. Czasami tylko na górze.
Życzymy Wam wszystkiego co dobre, życzliwe, ciepłe w Nowym Roku.
10 lat was nie widziałem(nie czytałem) już nie mieszkacie w górach, teraz na pomorzu. Wszystko płynie, trzymajcie się ciepło – pozdrawiam Papu
Dziękujemy za pamięć. Właśnie wróciliśmy z Łodzi z Fotofestiwalu, niebawem będzie nowy wpis. Pozdrawiamy serdecznie