7.09.2023 r. Czwartek

Budzimy się w pełnym słońcu na Żmudzkim cmentarzysku pogańskim.

W XIV w. urządzono tutaj obserwatorium astronomiczne.

To duże przeżycie oglądać te wszystkie posągi ustawione na wydmie i to w określonym szyku. Gdy słońce zachodzi nad morzem, kolumny można wykorzystać do obliczenia świąt kalendarzowych: rosy, bocianów, Mardi Gras, Bożego Narodzenia. Czas pakować buchankę i ruszać dalej.

Postanowiliśmy zajechać do Sventoji. To małe zaledwie 2 -tysięczne miasteczko. Kiedyś ważny port, później wioska rybacka, a obecnie śliczna ostoja turystyczna.

Udajemy się od razu na plażę odszukać znaną rzeźbę.

W 1982 roku na wydmach zbudowano imponującą 4-metrową kompozycję rzeźbiarską „Córki rybaków” –to trzy dziewczyny spoglądające w morze.

Ukryte znaczenie tych postaci to trzy kraje bałtyckie. Litwa, Łotwa i Estonia. Państwa zwracają się do Zachodu o pomoc ze strony sowieckiej okupacji.

Schodząc z wydm natknęliśmy się na ciekawy obiekt techniczny Nautofon czyli róg mgłowy .

Robimy zakupy w miejscowym markecie i szykujemy się do przekroczenia granicy. Uprzedzano nas, że teraz będzie bardziej dziko. Do granicy z Łotwą mamy zaledwie kilka kilometrów. Kierujemy się na przejście Butynga

Zjeżdżamy od razu nad morze do Pape. Mamy plan dotarcia do Rygi jadąc brzegiem morza.

Latarnia morska Pape jest położona najbliżej Morza Bałtyckiego ze wszystkich latarni morskich na Łotwie.  Ładne miejsce z parkingiem tuż przy morzu. Robimy przerwę na kawę i zbieramy kamyki 🙂

Niestety drogi przy samym morzu nie ma bo Pape otoczone jest puszczą i jeziorem. Każdy teren, który ma drzewa lub wodę na Łotwie jest Parkiem Narodowym. Ale często zrobione są zjazdy nad sam brzeg morza.

I takim zjazdem przez las dojechaliśmy do Pūsēni kalns – najwyższej wydmy na Łotwie. Jej wysokość wynosi zaledwie 37 m n.p.m. Ścieżką edukacyjną doszliśmy na szczyt wydmy.

Z wydmy roztaczał się przede wszystkim widok na korony drzew i odrobinę Bałtyku.

Wracamy na asfalt. Droga prowadzi przez gęsty las, żadnych zabudowań. Nic tylko ta droga i las. Jedziemy do Lipawy i nie wiem kiedy dojedziemy bo bez przerwy jest zjazd nad morze z jakimś ciekawym miejscem 🙂

Tym razem kamienna rzeźba w Bernāti“Zaļais Stars” lub zielony promień. To najbardziej na zachód wysunięty punkt Łotwy. W 1998 roku rzeźbiarz V. Titans umieścił symboliczne kamienne znaki w czterech najdalszych punktach geograficznych Łotwy.

Zielony promień to o rzadkie zjawisko naturalne, które latem można zaobserwować podczas zachodu słońca nad brzegiem morza.

Wjeżdżamy do dużego portu Lipawa. Miasto położone jest nad Bałtykiem. Krążymy buchanką po starym mieście.

Na parkingu oryginalny kamper z Czech.

Przejeżdżamy przez pierwszy kanał i następny z drewniano-stalowym mostem.

Tak docieramy do dzielnicy Karosta – miasta fortu wybudowanego w 1890 r. przez Cara Aleksandra III. Fort był samowystarczalny z budynkami mieszkalnymi, szpitalem, cerkwią i betonowymi fortyfikacjami na 12,5 km linii brzegowej. Ale coś nie stykało w lokalizacji i w 1915 r, bunkry zostały wysadzone. Najpierw Niemcy, a później Rosjanie zaadoptowali całość na swoje potrzeby.

Rosjanie skutecznie do 1994 r. – odizolowali militarną dzielnicę Karosta od reszty miasta. Dopiero po wstąpieniu Łotwy do Unii w 2004 r, zaczęło coś się tutaj zmieniać. Dzielnica została udostępniona turystom.

Zaczynamy zwiedzanie od więzienia, dawnego szpitala przerobionego jeszcze za Cara na więzienie. Użytkowane – niebywałe do czasów Unii, do 2004 r. Więziono w nim tylko żołnierzy.

Kupujemy bilety i czekamy na przewodniczkę mówiącą po rosyjsku. Tylko my jesteśmy chętni na ten język więc przewodniczkę mamy na wyłączność.

Ubrana w mundur strażnika, w oficerkach do kolan i blond fryzurze prezentuje się profesjonalnie.

Więzienie jest dobrze zachowane,

Wysokie wąskie cele,

łaźnie, pokój strażników,

gabinet dyrektora.

Wszystko jak by przed chwilą opuszczone. Strażniczka opowiada nam całą historię fortu, więzienia, Lipawy. Wszystko rozumiemy- komunizm skutecznie wbił nam do głów bukwy 🙂

Cele są koszmarnie małe, ciemne i pomalowane na czarno olejną farbą,

którą zdrapywali więźniowie coś tam pisząc lub rysując. Po godzinnej wędrówce byliśmy wykończeni. Podziękowaliśmy strażniczce i szybko oddaliliśmy się do buchanki.

Przejazd rosyjskimi ulicami nie poprawił nam nastroju. Dopiero złote kopuły cerkwi, które błyszczały w słońcu zaciekawiły nas na tyle,

że weszliśmy do skromnego środka cerkwi. Odbywał się obrzęd. Zostaliśmy skutecznie okadzeni przez starego popa.

Krótka wycieczka na falochron

Na koniec zostawiliśmy sobie wisienkę na torcie czyli fortyfikacje obronne. To trzeba zobaczyć bo trudno opisać ogrom budowli o długości 12,5 km nad samym morzem Setki stanowisk dla armat.

Wysadzone to fakt, ale przez to jeszcze ciekawsze.

Spiętrzone betony, cegły

i krużganki z łukami.

To wszystko zawieszone nad falami morza. Co za widoki.

Oczywiście objechaliśmy i obeszliśmy wszystkie fortyfikacje.

Do samego wieczora.

Nocleg znaleźliśmy niedaleko miejscowości Skede.

Nad samym morzem darmowy parking wyposażony w wiatkę, lampę solarną.

Ścieżką z desek dochodzimy na plażę.

Drewniany posążek obwieszony kamieniami, skierowany w stronę morza.

Gdzie my jesteśm, czy na pewno w dawnej republice ZSRR.

Łotwa nas wita i to jak.


Galeria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.