5.09.2023 r. Wtorek.

Rano budzi nas słońce wynurzające się z rzeki. Żadnych ptaków, żadnych aut w pobliżu.

Robimy kawę i podziwiamy ludzi, którzy z samego rana kapią się w rzece. Bez przerwy ktoś podjeżdża na rowerze, albo samochodem i wskakuje do rzeki. Nie wytrzymałam i poszłam za ich przykładem. Rzeka Szeszupa ma brunatną torfową wodę. Czystą i ciepłą. Raj. Czuję moc bijącą z tych wód. 🙂

Wykąpani i zrelaksowani mogliśmy jechać dalej. Nie spieszymy się. Nie mamy ograniczeń czasowych, ani kilometrowych. Po prostu jedziemy wyznaczoną przeze mnie pół roku wcześniej trasą.

Drogą nr 137 – łamiąc przepisy i omijając remonty dojechaliśmy do
Gryszkabudy historycznej niewielkiej wioski z doskonale zachowanym unikatowym drewniany kościołem.

Kościół okazał się ogromną budowlą

z malowidłami ściennymi i kolumnami przy wejściu. Robimy foty i jedziemy dalej.

Pogodę mamy cudowną: ciepło, a nie upalnie. I tak trochę litewskim szutrem, trochę dziurawym asfaltem

dojechaliśmy na Dwór Giełgudyszki dawnej własności Sapiehów, Giełgudów, Czartoryskich. W okresie międzywojennym majątek rozparcelowano, a w pałacu mieścił się dom dziecka, później szkoła. Dzisiaj jest jednym z najbardziej oryginalnych zespołów dworskich Litwy. W parku rośnie ponad 400 dużych dębów, z których niektóre mają 26 metrów wysokości i 1,5 metra średnicy.

Dwór położony jest na wysokiej skarpie nad Niemnem.

Zjechaliśmy z wysokiej skarpy prosto nad sam brzeg Niemna.

Po drugiej stronie rzeki ukryty pomiędzy drzewami jest camping, w którym nocowaliśmy w czasie naszej podróży w 2018 r.

Siedzimy w wiatce i pijemy kawę. Rozmyślamy o życiu. Niebywałe jak nasze drogi się przeplatają. Mija 5 lat i stoimy dokładnie po drugiej stronie Niemna.


Zjechaliśmy z asfaltu na drogę polną i cały czas wzdłuż rzeki mijając skromne zabudowania dojechaliśmy do Zespołu Dworskiego w Kidule. To maleńki dworek, który pełnił rolę ośrodka kultury. Tutaj w pracowni ceramicznej kupiłam sobie wisiorek ze znakami Prasłowian. Od razu przypadł mi do serca. Nie zdejmuję go przez całą podróż.

Dojechaliśmy do mostu i Niemen został przekroczony.

Po drugiej stronie rzeki położone jest miasto Jurbarkas i następny pałac otoczony zadbanym parkiem.

Przed nami przystanek w Taurogach. To trochę większe miasto utrzymane w klimacie postsowieckim. Ma jeden zabytek położony na głównym placu: budynek celny obecnie nazywany Zamkiem Taurogė.

Symbolem miasta jest okazały tur. Miasto mimo wyraźnych radzieckich wpływów jest pełne kwiatów, zieleni i kolorów

Drewniane rzeźby, metalowe ozdoby, kolorowe murale Nie udało nam się znaleźć żadnej knajpki więc mocno już głodni pojechaliśmy dalej.

I tak wolno sobie jedziemy. W sumie nic się nie dzieje. Zero akcji. Tylko te pałace, parki, rzeka, wioski i pola. I nagle w rejonie miasta Szyłele nastąpił niespodziewany zwrot akcji, a to za sprawą kaplicy w Gvaldai. Dotarcie do niej było w naszych planach.

W wiosce Grimzdai zgodnie z kierunkowskazem skręcamy z asfaltu na drogę do kaplicy.

Legenda głosi, że w XIX wieku w miejscu dawnej kaplicy znajdował się kamień, na którym pewnemu człowiekowi ukazała się figurka Jezusa z Nazaretu. Człowiek ten zabrał ją do kościoła w Konstantynowie, ale po pewnym czasie zauważył, że ponownie wróciła ona na kamień. Gdy powtórzyło się to po raz trzeci, mężczyzna w miejscu cudu zbudował kaplicę i umieścił w niej figurkę. Ludzie uważają to miejsce za cudowne i modlą się tu o uzdrowienie.

I tam właśnie jedziemy, a prowadzi nas mapa gogle.

Początkowo szutry i dziury.

Później było tylko coraz gorzej. Wyrwy w drodze zalane wodą,

Błoto i szeroka rzeka, na środku której trzeba było skręcić w prawo. Nabraliśmy trochę wody do kabiny 🙂 Wyjechaliśmy z rzeki prosto w krzaki. I już niby jesteśmy na leśnej drodze prowadzącej do celu, ale gogle każą nam zawrócić. Podobno oddalamy się od celu.

Dobra. Od nowa krzaki i rzeka w dole. Na szczęście dalej był wyrąb i powalane drzewa bo nie wiem dokąd byśmy dojechali. Zawróciliśmy.

Tą samą drogą przez rzekę wyjechaliśmy na asfalt.

Cudownych uzdrowień nie było za to nasza buchanka nabrała wody do reflektorów. Mimo to gnała przez knieje jak tur do przodu bez zatrzymania 🙂

Należał nam się porządny odpoczynek i taki znaleźliśmy w malutkiej wiosce Girenai. Trasę ułożyłam ja, ale za miejsca na noclegi odpowiedzialny jest GS. I idzie mu znakomicie. Niewielkie jeziorko przy wiosce.

Plaża, pomost, wiatka, grill . Miejscowi przychodzą się wykąpać. Pewnie znowu cudowna woda.

Jest piękny zachód słońca. Po jeziorku pływają łabędzie.

Szykujemy się do spania wspominając dzisiejsze atrakcje.

Galeria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.