Wenecja Dolnego Śląska

Wzięło nas na całego. Busik i podróże są priorytetem.

Minęło zaledwie kilka dni, od wyjazdu nad morze, a już nas nosi, tęsknię patrzymy za okno, za którym stoi nasze czerwone cudo. Jest niedziela 11 lipca 2010 r, samo południe.

I szybka decyzja jedziemy do Szprotawy. Nigdy nie byłam w Szprotawie tym bardziej zaskoczyło mnie piękno tego miasteczka. Przepływa przez nie rzeka Bóbr i rzeka Szprotawa. Obie te rzeki połączone są rzeką Młynówką i plątaniną kanałów. Miasto otoczone jest murami. Zupełnie jak w Wenecji 🙂

Naszą uwagę zwróciły ruiny kościoła ewangelickiego i biegnąca od nich w dół wąska uliczka. Przy tej uliczce stoi maleńki domek dosłownie przylepiony do ruin. Z domku wyszło dwóch staruszków i podreptali schodami w dół. To jedyne osoby, które spotkaliśmy na tej drodze. W pełnym słońcu i temperaturze sięgającej 30°C przeszliśmy prawie wszystkie opustoszałe ulice i park położony przy jednym z kanałów obok murów.

W parku na basenie miejskim siedzieli wszyscy mieszkańcy Szprotawy i okolic, taki był gwar. Powolnie zjedliśmy lody na murku przy Netto. Czas popływać. Jedziemy do wyrobisk po piasku nad Bobrem. Ciepła, czysta woda chłodzi cudownie.

Tak niewiele potrzeba do szczęścia. Wracamy wieczorem do domu. Powietrze gęste od gorąca. Mijamy wioski, pola. Letnia cisza i mruczenie Busika naszego wspólnego mianownika.

2 Replies to “Wypad do Szprotawy”

  1. Super się czyta. Ilość tekstu w sam raz jak na przekaz internetowy. Tak trzymać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.