Bułgaria

Zgodnie ze wskazówkami faceta podlewającego ogródek jedziemy późnym wieczorem do hotelu Szaralia.

Zaczyna się nieźle jest nawet asfalt. Po 5 km kończy się asfalt, a zaczyna się droga w górach tzn. dziury, kamienie, nie ma miejsc do mijania.

Po 15 km wjeżdżamy na wysokość 1100 m n.p.m. Pasterze i owce napotykani po drodze patrzą z niedowierzaniem na naszego Busika toczącego się powoli pod górę serpentynami nad przepaścią. Kurcze zupełnie jak byśmy wjeżdżali na Śnieżkę.

Po bardzo żmudnej drodze  dotarliśmy na szczyt góry na plac do składu drewna z dziwnymi zabudowaniami, była to knajpa dla drwali. Zbita ze wszystkiego co akurat budowniczy miał pod ręką.

Przywitał nas gościnny gospodarz i pozwolił rozbić obozowisko. Stwierdził, że dalej droga jest “złym stanie” i do żadnego hotelu nie dojedziemy.

Z tablicy informacyjnej umiejscowionej na tym placu wyczytaliśmy, że jesteśmy na szlaku turystycznym, na terenie Parku Narodowego Piryn.

Występują tu licznie niedźwiedzie i wilki. Na pocieszenie GS zapewnił mnie, że jak w nocy spadnie deszcz to już na pewno nie zjedziemy z tej góry. Gospodarz po krótkich negocjacjach w języku serbsko – rosyjsko – migowym złowił nam 2 pstrągi, oprawił i sprzedał za 10 lewa.  GS poszedł z nim do tej dziwnej budowli i załapał się na rakiję „100% natural” jak mówił gospodarz.

Kolacja była boska zbiegły się na nią 3 koty i chudy pies.

Kiedy dopijaliśmy w ciszy nocnej butelkę wina z Macedonii nagle usłyszeliśmy dziwny tupot.

Taki bardziej skradający się i nagle nad naszym turystycznym stolikiem zawisł koński łeb. Wszystkiego się spodziewaliśmy tylko nie konia. Pobiegł dalej. Poszliśmy spać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.