3.09.2024. Dzień pierwszy.

No i dokonało się, o 7.45 ruszamy na Bałkany 🙂 Dom i koty pozostawione pod nadzorem rodziny.

My spakowani do pięknie i co najważniejsze bardzo praktycznie przyszykowanej przez GS Buchanki.

Emocje, niedowierzanie, że to już, nie puszczają nas aż do pierwszego postoju w Szklarach. Krótka wizyta u rodziny. W Lubinie zatankowaliśmy paliwo do pełna i jedziemy do granicy w Lubawce.

Zaczęło się już psuć na S3 koło Legnicy. Wyczuwalny zapach benzyny. Przed Lubawką zatrzymujemy się na poboczu. Paliwo wylewa się już przez korek. Stres.

W Czechach zatrzymaliśmy się dwukrotnie, żeby zmniejszyć ciśnienie w baku. Ta metoda pomogła. Sprawa rozwiązana (chyba). Jedziemy do Austrii. W Austrii na znanym nam parkingu zaplanowaliśmy nocleg.

Na miejsce dotarliśmy o północy. Parking załadowany tirami. Dosłownie cudem znaleźliśmy kawałek miejsca do zaparkowania. Pierwsza noc, jest fantastycznie.

Mamy składaną kanapę, lodówkę i zestaw do ładowania. Jest moc. Niestety ja nie spałam bo przez całą noc hałasowały tiry.

O 6 rano, kiedy wyszłam z Buchanki na szczytach gór budziło się słońce. Od lat ten widok zachwyca mnie niezmiennie. Strzeliste wierzchołki Dolomitów lśniące w słońcu. Zaczyna się przygoda.

4.09.2024. Dzień drugi. Jedziemy przez Austrię, zależy nam na dotarciu do Wenecji, na camping w miarę przed południem. Droga przelatuje szybko i przyjemnie.

Włochy już nie jest tak miło, ani przyjemnie. Narzekam na upał i tłok na drodze, praktycznie narzekam na wszystko.

Do Campingu Rialto dojechaliśmy o 16.00. Tłum ludzi, całe pole zastawione kamperami. Nie ma bramy wjazdowej “mostu” !

Dostaliśmy miejsce gdzieś pod płotem. Ja nadal humorzasta 🙂

Po krótkim złapaniu oddechu i wyciszeniu buzujących w nas emocji o 18.00 ruszamy do Wenecji.

Wenecja – piękne miasto na wodzie. Jest jednym z naszych ulubionych miast. Bywamy tutaj często co 2 lata na Biennale Sztuki. Widzimy jak miasto się zmienia jak rośnie liczba turystów. Tłumy wprost przelewają się wąskimi uliczkami wzdłuż kanałów.

My idziemy na Plac Św. Marka. w tym tłumie, hałasie i upale. Wieczór na Placu rozświetlonym tysiącami lamp odbijających się w granatowej wodzie.

Na falach kołyszą się gondole.

Przepływa ogromny żaglowiec widmo. Jak w jakiejś bajce, to się nie zmienia. Zawsze zachwyca.

Na powrót do autobusu wybieramy drogę alternatywną mniej obłożoną turystami za to dwa razy dłuższą.

Klucząc mostek za mosteczkiem zbliżamy się do przystanku. Ostatnim autobusem docieramy do campingu i naszej Buchanki. Wypijamy zapas wina i usiłujemy w tej duchocie zasnąć. Drzwi do Buchanki otwarte. Cykady dają pełną parą. Przeczytałam, że siła brzmienia całej grupy cykad może przekraczać 100-120 dB (podobnie jak najgłośniejsze dozwolone fajerwerki). No i kolejna nocka z głowy 🙂

Galeria

3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.