12.09.2019r. Rano w miejscowości Prnjavor wjeżdżamy do Bośni i Hercegowiny.

Na przejściu granicznym żadnych niespodzianek, w oddali na horyzoncie widać wysokie wieże meczetów.

Pierwsze miasto na drodze to Bihać nad rzeką Una.

Z Bihać kierujemy się boczną drogą na Grabeź.

Z lewej i prawej strony drogi krzaki, przy drodze ustawione czerwone tabliczki ostrzegające przed minami.

Na nielicznych polankach przy drodze ustawiono pomniki ku chwale bohaterom niedawnej wojny na Bałkanach.

W krzakach za to ukryte i postrzelane pomniki postawione dla bohaterów drugiej wojny światowej.

Nieliczne chałupki, chyba myśliwych.

Krajobraz raczej przygnębiający.

I nagle przed nami na drodze 5 młodych mężczyzn z jakimiś reklamówkami i śpiworami.

Zbliżamy się do siebie powoli. Są bardzo zmęczeni i widać strach w ich oczach wyglądają na uchodźców. Przejeżdżamy obok nie zatrzymując się jesteśmy nieufni podobnie jak oni. Moglibyśmy ich wesprzeć jedzeniem, piciem, ale się boimy. Do czego to doszło. To było przerażające doświadczenie.

Błotnista droga prowadzi nas przez Veliki Radić i Mali Radić do asfaltu.

Zatrzymujemy się w mieście Bosanska Krupa żeby jakieś pieniądze tutejsze pozyskać. Uprzejmy policjant kieruje nas na miejsce parkingowe.

Trafiamy na bank. Mamy kasę, markę zamienną BAM.

Wokół wszędzie meczety. Wdrapujemy się na wzgórze z ruinami, widok na rzekę.

Na domach widać ślady po kulach.

Dobra jedziemy dalej.

Asfaltem dojeżdżamy do Jasenica i przed Lusci Palanka wybieramy skrót do Bosanski Petrovac

Posłuchałam” GS żeby jechać krótszym, skrótem obok jakiegoś hotelu.

No i się zaczęło. Początkowo nic nie wskazywało na zbliżający się horror. Elegancka szeroka asfaltowa droga doprowadziła nas pod zrujnowany Hotel Korcanica Zbudowany w 1980 r. w stylu alpejskim.

W chwili obecnej służy za bacówkę dla pasterzy i owiec.

Zaraz za hotelem, zaciekawieni co jest dalej, wjechaliśmy w leśną drogę i stanęliśmy jak wryci przed ogromnym pomnikiem.

Tak wielkim, że buchanką wjechaliśmy do jego środka.

To był przypadek, że znaleźliśmy się na górze Grmeć.

Pomnik w kształcie rozwijającego się pąka kwiatu został postawiony na zboczu góry w 1979 r. dla upamiętnienia tajnego szpitala, który prowadzony był przez partyzantów podczas II wojny światowej. Mega tajemnicze miejsce. Zajęło nam trochę czasu na eksplorację hotelu i pomnika.

Ruszyliśmy dalej tym skrótem GS. Zaraz obok hotelu skończył się asfalt i elegancko szutrówką jak wskazywała nawigacja mieliśmy zjechać do głównej drogi.

Rzeczywistość okazała się inna. Nawigacja straciła z nami kontakt zaraz po opuszczeniu asfaltu. Zaczęła się mordercza droga wysoko w górach przez gęsty las.

Co zakręt spotykaliśmy drwali, spuszczane drzewo, zrąb, błoto, wystające skały i wąskie przesmyki między nimi.

Po 2 h kluczenia, staraliśmy się tylko zjeżdżać w dół z tej okropnej góry, mając za nic wszelkie zakazy, drwali i wyręby.

Udało się wyjechać na asfalt, na jasność i piękne krajobrazy.

Głodni jak wilki przystąpiliśmy z miejsca do gotowania makaronu z wkładką mięsną. Zdrowo nas wytrzęsło w buchance 🙂

Dalej już spokojnie, bez stresu asfaltową drogą dojechaliśmy do miasta Kljuć.

Znaleźliśmy parking i teren rekreacyjny.

Nad rzeką Sana rozbiliśmy obozowisko. Było bosko, latały zimorodki, nic nie szczekało ani huczało.

Do czasu. Na drugim brzegu rzeki obserwował nas jakiś typ, który wykonywał prace pozorowane ogrodnicze niby wycinał krzaki, ale jakoś tak nieskoordynowanie. To tu przyciął to znowu gdzie indziej kopnął. Szczytem było jak wlazł na dach swojego domu i zaczął śpiewać tak po muzułmańsku raczej. Przetrzymaliśmy typa, aż sobie poszedł. W nocy za to oblazły nas psy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.