Opuszczamy Białowieżę i już bez Piotrka 🙁 jedziemy dalej.
GS zgodnie ze wskazówkami znajomego przewodnika wybrał drogę przez centrum puszczy. Fantastyczna szutrowa droga. Wokół tylko puszcza, żywego ducha.
Mijamy wioskę Teremiski, a następnie Narewkę. Jest pochmurno i mroczno mnóstwo wilgoci wszędzie. Wyjeżdżamy z puszczy.
W miejscowości Siemianówka postój. Przed nami ogromne jezioro i tory kolejowe biegnące jego środkiem do granicy białoruskiej.
Te tory, stalowy most, jezioro, łódki z rybakami są tak nierealne. Co za miejsce.
Większość dróg (właściwie wszystkie oprócz krajowych) to piach i takimi właśnie drogami jedziemy.
Kolejna miejscowość to Jałówka dwa domy na krzyż i przepiękna biała cerkiew ze złoconymi kopułami.
Przez całą drogę otacza nas cisza mijamy pojedyncze gospodarstwa. Mijamy ludzi, stada krów, ale oni wtopieni są w otaczającą przyrodę. Wszechobecna przyroda tutaj rządzi.
Dojeżdżamy do Świsłoczany i granicy z Białorusią. Uwaga atrakcja! Przejeżdżamy przez nieczynne tory kolejowe. W oddali wielka brama z napisem MИP.
GS nie odmówił sobie próby nielegalnego przekroczenia granicy i torami podszedł do samej bramy. Tym razem się udało.
W Bobrownikach nieoczekiwany wyjazd z piachu na asfalt. Mijamy setki TIRÓW oczekujących w kolejce do przejścia granicznego.
Przejeżdżamy przez Królowy Most i zatrzymujemy się w Supraślu obok Monastyru. Zwiedzamy Muzeum Ikon z bogatym zbiorem, różnymi efektami dźwiękowymi i świetlnymi.
Dalej Krynki i zjazd w kierunku Kruszynian osady Polskich Tatarów. Jest już wieczór osada to kilkanaście chałup, ale w jej centrum znajduje się hotel i camping – „Dom pod Lipami”.
Jest tutaj wszystko czego nam potrzeba woda, światło, prysznice, towarzystwo kur, kaczek, kóz i gołębi.
Biegniemy do meczetu na miejscu otrzymujemy nieskończoną ilość wiadomości o Tatarach.
Ich ślubach, chrztach, pogrzebach, świętach i imamie.
Ale to nie koniec niespodzianek idziemy do Dżannety, do karczmy tatarskiej z ich wyżerką oczywiście bez alkoholu. To co nam podali to była królewska uczta i do tego kawa po tatarsku.
Późnym wieczorem wracamy do busika. W recepcji kupujemy chleb na śniadanie. Przy barku dostępne było również jedyne w całej miejscowości miejsce z alkoholem.
W nocy bazujemy przy busiku wokół we mgle wiruje wilgoć, zachwycające zjawisko.
Otacza nas ta wirująca mgła i po raz pierwszy czujemy, że jesteśmy bardzo daleko od naszej krzykliwej cywilizacji.