Pędzeni wiatrem wyjechaliśmy ze Starej Zagory. Dalej jedziemy Doliną Róż, drogą lokalną w kierunku miasta Sliwen.
Mijamy km zaoranych pól, uprawy winogron, żniwa słoneczników, ale żadnych róż nie widać. Za to drogi obsadzone są drzewami orzecha włoskiego – ludzie wszędzie łażą i zbierają te orzechy. Stoją też przy drodze z mnóstwem winogron zapakowanych w olbrzymie foliowe worki.
My też stanęliśmy za Nową Zagorą co by ogarnąć Busika, zjeść śniadanie i przy okazji nazbieraliśmy orzechów.
Mijamy Silwen i drogą nr 6 jedziemy do Burgas. Cały czas mocno wieje i gonią nas chmury.
Zbliżamy się do Burgas, wielkiego portu nad Morzem Czarnym. Jedziemy brzegiem morza w kierunku Warny. Mijamy pola solanek z dziwnymi czerwonymi wykwitami.
Camping „Aheloy” znajdujemy przed miejscowością Pomorie. Camping jest już zamknięty, ale dogadaliśmy się ze stróżem i za 10 Euro możemy zostać, dostaliśmy klucz do domku „Kapsuły kosmicznej” z tzw. socjalem.
GS chciał zaparkować Busika nad samym morzem, ale stróż odradził “опасные волны” i mamy zaparkować dalej od brzegu.
Stróż odjechał i zostaliśmy sami na campingu, dość charakterystycznym – wzdłuż brzegu morza (na falochronie) ustawiono kilkanaście domków wykonanych z blachy po beczkach. W sumie wyglądały jakby obcy wylądowali na tym skrawku Ziemi po bardzo długiej podróży. Wieje okropnie od lądu, fale są coraz większe.
Ogarniamy się, i jedziemy zwiedzać Nesebyr, śliczne stare miasteczko położone na skalistej wysepce połączonej ze stałym lądem wąską groblą.
Bułgarska Rawenna. Znaczna część budowli – wskutek podniesienia się poziomu morza 2 tyś. lat temu kryje się pod powierzchnią wody. Nesebyr nazywany jest miastem 40 cerkwi, ale w przeszłości było ich ponad 80.
Zerwała się taka wichura, że handlarze zaczęli zamykać stragany z pamiątkami. Zeszliśmy nad morze – żywioły – fale walczyły z wiatrem, a my „spokojnie” zbieraliśmy muszle.
Żegnamy miasteczko jak z bajki i wracamy na nasz Camping, po drodze uzupełniamy zapasy w supermarkecie.
Sami na campingu otworzyliśmy czerwone wino, zabraliśmy 2 zdobyczne plastikowe kubeczki po Coca Coli, które towarzyszą nam od Wenecji i udaliśmy się na plażę.
Zaraz na początku spotkanie ze ślicznymi sieweczkami (ptaki morskie z rodziny siewkowatych), zbieramy muszle, a później 2 km drogi po plaży w sztormie, niemiłosiernym huku fal i wiatru sypiącego piaskiem w oczy.
Celem wycieczki był oczywiście bunkier na plaży.
Z trudem wracamy do Busika. Dosłownie łeb urywa.
Kolacja przygotowana w kuchni „Kapsuły” to smażone paluszki rybne, makaron, sos pomidorowy i wino.
W nocy Busikiem miota w porywach wiatru. Stoimy i tak bardzo blisko morza od lądu zasłania nas jakiś campingowy barak. Morze wydaje się niegroźne chronią nas przecież „Kosmiczne Kapsuły”. Byle do rana…