17.09.2024. Dzień Piętnasty

Budzimy się gdzieś przy granicy z Macedonią. Jest słońce, jest dobrze. Wprawdzie z oddali obserwuje nas miejscowy rolnik , ale nie podchodzi więc luz. Ja łapię chwile na uzupełnienia dziennika pokładowego. W ogóle nie mam za dużo czasu na pisanie 🙂

Pakuję Buchakę, a w tym czasie GS poszedł eksplorować bunkier.

Był zabezpieczony, nie dało się wejść do środka, ale przez szparę w drzwiach

udało się zobaczyć co jest wewnątrz,

Przeznaczony został na magazyn na ziemniaki.

Wyjechaliśmy z miejsca noclegu i dalej jedzie przez wioskę przy samej granicy z Macedonią.

Na przeciwko granicy wybudowano ciąg bunkrów. Przy jednym zatrzymujemy się.

Jest wielki, masywny i okrągły.

Prawie wszędzie trwają remonty nawierzchni.

Po chwili wjeżdząmy na drogę, którą jechaliśmy już w 2013 r.

I do miasta Prrenjas. Zaczyna się krajobraz bardziej industrialny.

Przejeżdżamy obok starej fabryki oklejonej biedronkami.

Okazuje się, że to była kopalnia niklu i żelaza, a po jej zamknięciu obklejono ją biedronkami, że niby już nie truje 🙂

W mieście ten sam bałagan co w 2013r.

Ciekawostką są myjnie usytuowane przy brzegu rzeki. Karchery podłączone są bezpośrednio do rzeki, sika z nich woda bez przerwy. Taka reklama.

Ostry podjazd pod górę i zatrzymaliśmy się na sporym placu.

Tym razem wybieramy dobry kierunek do Albanii, a nie do Macedonii jak ostatnio w 2013

Widok na ukryte za wzgórzami jezioro bardzo zachęcający.

Zjeżdżamy do Jeziora Ochrydzkiego .

Jego wymiary to 32 km długość i 17 km szerokość. Jezioro jest najstarszym jeziorem w Europie i liczy sobie około 3 mln lat.

Zatrzymujemy się w Lin. Maleńkim starym miasteczku położonym na cyplu.

Parkujemy Buchankę i dalej idziemy pieszo, wąskimi uliczkami z typowo albańską zabudową.

Z jednej strony rozsypujące się chaty z drugiej ogromne jezioro,

a nad brzegiem zawieszone maleńkie ogródki.

Uliczka się kończy przechodzi w kamienistą dróżkę.

Doszliśmy do miejsca gdzie GS stwierdził, że wspinając się pionowo po skale na górę zaoszczędzimy sporo drogi. No niech to, że też ja się zgodziłam na takie ekstremalne przeżycie. Wczepiłam się całą sobą i pazurami w tą skałę, strach był obłędny, zaschło mi w gardle. GS podchodził za mną. Podobno mnie asekurował. Dałam radę, ale nie powtórzę tego za nic.

Wdrapaliśmy się na górę cypla na najwyższy punkt. Widok przepiękny. Jak sięgnąć okiem srebrzyste wody Jeziora Ochrydzkiego.

Pod nami miasteczko Lin.

No i oczywiście betonowy bunkier na samym wierzchołku.

To właśnie tutaj na tym szczycie cypla powstała osada Palafit Lin jest to najstarsza osada w Europie, ma ponad 8500 lat.

Nie wyobrażam sobie jak ludzie żyli na tym kamienistym skrawku cypla. Wszędzie obecne są ślady wykopalisk.

Między innymi dokopano się do fundamentów kościoła z IV w.

z mozaikowymi posadzkami. Odkryto katakumby i studnie.

Wracamy na parking. Wielu turystów okupuje stragany z pamiątkami. Tego nie brakuje nigdzie.

Wyjeżdżamy z Lin i wzdłuż brzegu jeziora jedziemy na południe

W miejscowości Pogradec znajdujemy niedrogi camping. Bardzo przyzwoity z pełnym socjalem i knajpką.

Idziemy na krótki spacer brzegiem jeziora w kierunku granicy z Macedonią.

Mijamy bunkry .

Ich szpetotę trochę maskują kolorowe farby.

Dochodzimy rzeki i Parku Narodowego Drilon. W Parku chronione jest źródło krasowe, które tworzy trzy linie wody.

Główna linia wody tworzy duży zbiornik, po którym można pływać łódką lub kajakiem, a dookoła poprowadzone są ścieżki z licznymi mostkami

Bardzo ładne miejsce. Licznie odwiedzane przez miejscowych.

Wracamy na camping. Dzisiaj lajt.

Jakiś zwariowany, labradorowaty pies biega po jeziorze, szczeka i łapie ptaki.

Siadamy w restauracji nad samy brzegiem jeziora.

Za nami 15 dni podróży wzloty, upadki, niespodzianki, przygody, odkrycia. Nazbierało się sporo emocji.

Wspominamy i celebrujemy spokojny wieczór. Zaczyna padać.

Galeria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.