Nic z tego nie wyszło. Woda zimna jak diabli, sprawdziłam. Idziemy pod prysznic do domku z bojlerem elektrycznym. Powoli przywykamy do życia w busiku.
Jedziemy do Sobiboru. GS nalegał chociaż ja nie lubię odwiedzać tego typu miejsc.
Sobibór udostępniony jest dopiero od 2020 r. Do tej pory było to miejsce zapomniane. Dzisiaj obok rampy kolejowej gdzie przywożono jeńców
stoi nowoczesne muzeum.
Wewnątrz wszystko gustownie dobrane i wyeksponowane.
Zastosowano nowoczesne środki audiowizualne.
Sam obóz zajmował 25 ha. Został zrównany z ziemią przez wycofujących się Niemców. Spalono w nim 180 tyś. ludzi w ciągu 18 miesięcy. Byłoby o wiele więcej ofiar, ale teren gdzie biegną tory to bagnisko i nie zawsze mógł przejechać transport. Ponura historia tego obozu i jemu podobnych ciągnie się nie przerwanie.
Jak tylko Niemcy zalesili teren po obozie Polacy i Ukraińcy z pobliskich wiosek zaczęli szukać złota. Ostatnią hienę cmentarną złapano w 2018 r. W głowie się nie mieści do czego zdolni są ludzie.
Jedziemy dalej wzdłuż Bugu ale już przy granicy z Ukrainą. Trwa tam wojna. Historia się powtarza. Mijamy wioski i stare budynki, niemych świadków tamtej okrutnej wojny i grabieży.
Życie toczy się nie przerwanie trwają zbiory tytoniu,
słonecznika i dyni.
Pierwszy raz widziałam prace kombajnu do dyni.
Wjeżdżamy do Chełma.
Niezwykłe miasto położone nad rzeką Uherką. Stara zabudowa miasta wznosi się na wzgórzu. Wąskie brukowane uliczki prowadzą w górę i w dół.
Wiele kościołów cerkwi i synagog. Mieszanina kultur katolickiej, prawosławnej i żydowskiej. Najwyżej na Wzgórzu Chełmskim wznosi się Bazylika Najświętszej Marii Panny.
Co za przepych, wszystkie budynki pięknie odnowione, ogrodzone, trawniki wykoszone. Zwiedziliśmy bardzo ciekawe krypty pod Bazyliką.
Krypty udostępnione są od 2018 r. I naprawdę robią wrażenie.
O 14.00 mamy wejście do Podziemi Kredowych .
Atrakcja na skalę światową.
Pod uliczkami starego Chełma 20-30 m poniżej, znajduje się system podziemnych korytarzy, grot i sal wydrążonych w kredowej skale.
Pod każdym budynkiem mieszkalnym znajdowało się wejście do podziemi gdzie wydobywano kredę już od średniowiecza.
To jedyna kopalnia zbudowana przez mieszkańców na własną rękę bez żadnych wspólnot, cechów. Korytarze nie są podstemplowane. Gdzie nie gdzie wzmocnione i tyle. Eksploatację kredy zakończono w XIX w. z powodu zapadania się miejskich gruntów znajdujących się nad wyrobiskami. Fantastyczna wycieczka. Zaparkowaliśmy na wyboistym bruku obok synagogi.
Buchanka stoi i czeka na dalsze wyzwania.
Kierunek Lublin.
Wg mapy.cz jest tam kemping. Najpierw zaparkowaliśmy w Lublinie pod Zamkiem. Trwają koncerty dla Ukraińców. Tłumy ludzi i hałas. Nie ma mowy o dostaniu się na Zamek. Idziemy na wzgórze na stare miasto. Jestem oczarowana, zachwycona. Piękna starówka.
Taka inna niż w miastach na zachodzie Polski. Wydaje się ,że panuje tutaj chaos brakuje linii prostych. Kretę brukowane, wąskie uliczki. Zabudowa to mieszanina różnych stylów. Podobnie jak w Chełmie widać tutaj wielokulturowość miasta. Mieszkańcy stawiają na wysoką kulturę muzykę, poezję i sztukę współczesną. Jest kolorowo i odlotowo.
Cała starówka ma wiele kościołów, cerkwi i synagog. Place też o różnych kształtach i do tego są krzywe. Na zamek pójdziemy jutro bo zbliża się wieczór i czas znaleźć kemping. Oczywiście nad Zalewem – są kierunkowskazy, tabliczki, że tutaj jest kemping, a kempingu nie ma i nie będzie. Jedziemy wokół Zalewu Zemborzyckiego. Jest już ciemno.
Objechaliśmy je prawie dookoła i znaleźliśmy miejsce na jakimś parkingu dla rybaków. Obok nas nocuje camper z Wa-wy. To nie była spokojna noc. Najpierw zjeżdżały się auta po dyskotece, a nad ranem rybacy z pontonami. W jeziorze odbijały się światłą Lublina.