Bośnia i Hercegowina żegna nas pięknym słonecznym porankiem. Pijemy kawę w towarzystwie Austriaków. Przed nami woda i tereny rekreacyjne. Na parking zjeżdżają powoli auta. Każdy biegnie gdzieś do miasta. My udajemy się do Centrum Handlowego BINGO. To ogromny sklep ze wszystkim czego dusza potrzebuje.
Robimy zakupy i ruszamy do Czarnogóry.
Wspinamy się wysoko, bardzo wysoko
na przejście graniczne.
Wokół góry.
Zjeżdżamy do miasta Niskic. I na poboczu drogi M 6 zatrzymujemy się przy takiej ciekawostce historycznej
Operacja Velvet W sierpniu 1948 roku Czechosłowacja sprzedała Izraelowi 50 Spitfire’ów po cenie 23 000 dolarów za sztukę. Samoloty miały zostać zdemontowane, aby przetransportować je samolotami transportowymi C-46 i C-54 z Czechosłowacji do Izraela. Jednak naciski polityczne ze strony USA i Wielkiej Brytanii zatrzymały most powietrzny z Czechosłowacji do Izraela w sierpniu 1948 roku, więc jedynym rozwiązaniem było latanie Spitfire’ami z Czechosłowacji do Izraela, z tylko jednym międzylądowaniem w celu uzupełnienia paliwa w Nikšiću w południowej Jugosławii.
My jednak szukamy innego pomnika. Trochę kluczyliśmy po ulicach i w końcu trafiliśmy na parking tuż obok cmentarza.
U podnóża wzgórza Trebjesa stoi spomenik: wielki, betonowy i mocno futurystyczny. Skomplikowany projekt z wieloma różnymi, często okrągłymi elementami,
góra w kształcie „zegara”, podstawa w kształcie „ząbków”. Wiele elementów przypomina wnętrze zegara. Upamiętnia żołnierzy, którzy zginęli podczas II wojny światowej
oraz 32 bojowników rozstrzelanych u podnóża Trebjesy.
Wokół podstawy przymocowano 32 grawerowane okrągłe czarne kamienne panele z nazwiskami partyzantów. Pomnik jest zadbany i często odwiedzany z tytułu położenia przy cmentarzu. Obeszliśmy wszystko dookoła.
Wyobraźnia konstruktorów tych pomników jest tak odlotowa, że stoisz przed tą masą betonu i zastanawiasz się gdzie jest drugie dno tego monumentalnego przekazu. Zrobiło się znowu bardzo gorąco. Mamy wyznaczoną trasę na starej drodze do Podgoricy, która przechodzi przez – Most Carski to jeden z najpiękniejszych mostów w Czarnogórze.
Dojechaliśmy do miejsca gdzie był remont drogi i trzeba było zawrócić. I w tym miejscu nawigacja oszalała. Najpierw wybrała jakiś skrót na czyjeś podwórko.
W drugim podejściu skierowała nas na plac budowy
i w końcu polną drogą przez krzaki dojechaliśmy do tego mostu.
Tzn. pod most dokładniej rzecz ujmując.
Trzeba przejechać rzekę: szeroką i chyba głęboką 🙂
Robimy śniadanie i dumamy. Most został zbudowany przez króla Nikoli przy wsparciu cesarza Rosji Aleksandra III i został otwarty w 1894 roku. Długości 269 metrów i około 600 metrów nasypu.
Posiada 18 łuków, a wysokość pośrodku wynosi ponad 13 metrów. No dobrze ale jak się dostać na druga stronę. Do miasta nie wracamy to pewne. Mapa wskazuje, że nieco dalej jest drugi most.
Jedziemy. Jest most wąski i betonowy.
Nadał się do przeprawy. Jesteśmy na drugim brzegu, w prawo przebiega elegancka asfaltowa droga do Podgoricy. My oczywiście skręcamy w lewo na starą drogę. Oby była przejezdna. Od samego początku było ostro pod górę,
Droga kamienista , gdzie nigdzie zarwana.
Na poboczu przycupnięte do skał jakieś ruiny,
wysypiska śmieci.
Buchanka brnie do przodu. Mamy dojechać do Monaster Ostrog .
Kiedy dojechaliśmy do wjazdu na górę gdzie na skałach zbudowano wielki klasztor, trochę zwątpiliśmy. Większość samochodów parkowała na dole i ludziska wjeżdżali taksówkami, albo wspinali się na piechotę. W naszym przypadku taksówka odpadała, na piechotę tym bardziej nie chciało mi się iść. Szybka decyzja jedziemy Buchanką. Pionowo do góry, pętelkami, wąską drogą, mijamy się na styk z autami z naprzeciwka. Ruch jak na Morskie Oko w sezonie. No po prostu “bajka”.
Zatrzymali nas dopiero na górnym parkingu,
dalej już tylko pieszo i to kawał drogi pod górę. Za jakie grzechy, czwarte miejsce kultu w ciągu trzech dni.
Monaster Ostrog to zespół zabudowań, który dzieli się na dolny i górny. Pomiędzy nimi znajduje się jeszcze Dom Pielgrzyma.
Monaster Górny jest wkomponowany w skałę.
Znajduje się tutaj cudowne źródełko i spoczywają relikwie św. Bazyla. Klasztor co roku odwiedzają setki tysięcy pielgrzymów z trzech największych religii na Bałkanach – prawosławia, islamu i katolicyzmu. Przybywają tu nie tylko z ciekawości, czy pragnienia pielgrzymki, ale także w poszukiwaniu cudu.
Osoba spoczywającego tu, Świętego Bazyla owiana jest bowiem legendą. Monaster Ostrog stał się świętym symbolem nie tylko dla mieszkańców Czarnogóry. Za sprawą źródełka, które wytrysnęło wprost ze skały po śmierci św. Bazylego i winorośli, która także wtedy tu wyrosła ciągną tutaj ludziska z całego świata . Zaczynamy – wszystko przed nami.
Wkraczamy na duży plac, na początek sklep z dewocjonaliami. Ja kupuję magnes ze Świętym, 10 świeczek i 2 butelki wody z cudownego źródełka 0,3 l każda. GS zajął kolejkę.
Stoimy w upale powoli przesuwając się do Manasteru Górnego. Piękny biały budynek, maleńkie okienka,
na ścianach bogate ozdoby,
a na ławeczce 2 duże kosze wiklinowe na datki od wiernych. Pielgrzymi wrzucali tam nie tylko po 100 Euro, ale również żywność, skarpety itp.
Doszliśmy do wąziutkich, niskich drzwi. Maleńka cela to miejsce spoczynku Bazylego. Wpuszczano po kilka osób. Mnie rozdzielono z GS i poczułam się nieswojo sama oko w oko z mumią Bazylego. Pop się modlił, kadzidło pracowało pełna parą. Wreszcie mnie wypuścili.
Kolejny punkt to miejsce śmierci Świętego. Modlili się tutaj wierni. Źródełka nie widziałam, ale krzak winorośli wyrastający prosto ze skały jak najbardziej. Jeszcze jedna niespodzianka czekała na nas przy wyjściu.
Jak w diabelskim kotle w wyznaczonym dosyć sporym pomieszczeniu paliło się tysiące świeczek. My też dołożyliśmy nasze 8.
Wosk spływał na podłogę, z której zgarniała go zakonnica. Opuszczamy to miejsce pielgrzymek. Cudu nadal jak nie było tak nie ma.
Schodzimy do Buchanki. Odpoczywa na parkingu. Jeszcze ten zjazd chyba gorszy od wjazdu.
Większość samochodów pojechała do głównej drogi asfaltowej, my na boczną szutrową przez góry.
Po drodze mijamy wiele pomników poległych żołnierzy, partyzantów.
Droga przyjemna, z widokiem na góry.
No i tak powolutku dotarliśmy do Podgaricy największego miasta i stolicy Czarnogóry położonego na rozległym płaskowyżu. Totalne rozczarowanie, miasto bez drzew. Szukamy campingu. Nie ma, tylko osiedla, bloki, przemysł. Porażka na całej linii. My mamy jednak nasz plan, kolejny pomnik, który stoi kilkanaście km od miasta.
Jedziemy przez całe miasto na jego drugą stronę.
I jest – spomenik Barutana. W lipcu 1980 roku, dokładnie 26 lat po wyzwoleniu przez partyzantów regionu Barutana powstał ten niesamowity pomnik.
Centralnym elementem spomenika jest 12-metrowy zespół cienkich betonowych słupów, które razem tworzą wieżę.
W sąsiedztwie wieży zbudowano duży amfiteatr, w którym odbywały się wiece. Kompleks został w pełni okablowany w energię elektryczną i oświetlenie na potrzeby amfiteatru.
Wchodzimy brukowaną ścieżką prowadzącą do wieży. Przy ścieżce znajdują się trzy okrągłe wnęki z mniejszymi betonowymi okręgami, z których każdy jest poświęcona ofiarom pierwszej wojny bałkańskiej, I i II wojny światowej. Coś nie do opisania. Zadziwiająca konstrukcja, w całości wykonana z betonu. Umiejscowiona na zboczu góry z panoramą na szczyty wokół. Całość bardzo fantastyczna.
Dzisiaj zastaliśmy to miejsce mocno zaniedbane, zapomniane nieopodal głównej drogi. Wokół krzaki, śmieci. Zbliża się wieczór. Jesteśmy bardzo zmęczeni, upał daje się we znaki. Gdzieś musimy przenocować. W mieście nie da się nigdzie przycupnąć. Zapadła decyzja, że jedziemy na wodospad Niagara na rzece Cijevna. Brzmi nieźle.
Mijamy setki ha plantacji winorośli. Sam dojazd nie zachęcał do noclegu w tych stronach.
Przemogliśmy się jednak i wjechaliśmy przez dużą bramę na parking restauracji. Wodospadu nie zauważyliśmy, tylko sporą rzekę o wysokich skarpach.
Idziemy do restauracji zapytać o pozwolenie noclegu na tym parkingu. Wyrażają zgodę.
Mamy fantastyczne miejsce nad rzeką. Czysta woda i zejście na plażę. Raj.
W restauracji zjadamy pyszną kolacje w towarzystwie gęsi ikaczek
kota.
Wodospad jest za restauracją Rakica Kuce– potocznie nazywany jest “czarnogórską Niagarą”. Spływa kaskadami z zapory, otoczony wieloma mniejszymi wodospadami. Spędziliśmy cudowny wieczór w klimatycznym miejscu.
Noc minęła spokojnie. Kaczki na wodzie trochę kwękały, ale też popłynęły spać.