Bladym świtem od strony schroniska dochodzą głośne bałkańskie dźwięki. To nasza gospodyni włączyła muzykę, która niesie się po górach.
Myślałam, że już nic nie może być piękniejszego w Albanii niż to co do tej pory widzieliśmy. A jednak. We wschodzącym właśnie słońcu szczyty Gór Przeklętych wyłaniają się z chmur jak jakieś olbrzymy. Jest dziko i pięknie. Tak jak chcieliśmy.
Ruszamy z powrotem tą samą kamienistą drogą do Valbone.
Mijamy sporo ludzi wspinających się powoli do góry w kierunku schroniska i szlaku do Thet. Robią nam foty.
Pod górę człapią konie ze śmiesznymi siodłami to prawdopodobnie też możliwość podwózki 🙂
Mijamy Valbone, gdzie udało nam się zlokalizować bunkier, elegancko wkomponowany w nowoczesny hotel.
DalejBajram Curi
i wzdłuż rzeki Drin, która będzie nam towarzyszyć w dalszej części podróży wjeżdżamy na drogę SH23.
Droga niezwykle malownicza, kręta z pięknymi widokami prowadzi po zboczach gór.
Wokół pustkowie.
Zjeżdżamy do miejscowości Kukës –położonej u zbiegu Czarnego i Białego Drinu w dolinie u podnóża wysokich, Gór Korab.
W 1962 roku komunistyczne władze zbudowały w tym miejscu elektrownię wodną, w wyniku czego stare Kukes zostało zalane, a mieszkańcy przesiedleni do nowego miasta.
Zatrzymujemy się na chwilę.
Powstałe jezioro jest szmaragdowe i ma wiele wysepek.
Dalej trasą SH31 krętą i bardzo dziurawą, jedziemy do miejscowości Peshkopia. Krajobraz wyraźnie uległ zmianie.
Mijamy więcej samochodów. Mijamy wioski, które są w fazie remontów i rozbudowy.
Stare chałupy pokryte byle czym zmieniają się w murowane ładne domy.
Peshkopia to kolejne albańskie miasto gdzie nie ma się gdzie zatrzymać. Totalny rozgardiasz na ulicach.
Wszystkie towary wyłożone na chodniki. Każdy jeździ i chodzi jak chce.
Środkiem głównej ulicy biegnie stado owiec.
Pokonujemy te trudności i wyjeżdżamy z miasta
Skręcamy na nieoznakowaną drogę, szutrową. Później okazało się, że jest dopiero w budowie
Jedziemy oczywiście pod górę szerokim traktem wysypanym kamieniami. Buchanka cała się trzęsie, zaraz nam się rozpadnie 🙂 GS zły bo chciał się zatrzymać na campingu obok Grazhdan, ale mi się nie podobało. W rezultacie jedziemy dalej.
Długo, długo nic tylko krzaki wokół. No i góry 🙂
mijamy bazę budowlaną.
Dalej kamienie i wokół pustkowie.
I nowiutki asfalt i znowu szutr. Cudne góry wokół. Dzikość, że aż strach.
Widać jakieś zabudowania w oddali. Meczet. Gospodarstwa bez ludzi. Zbliża się wieczór. Wiadomo czas poszukać miejscówki na nocleg. A tutaj pustkowie – wokół łyse góry.
Na asfalcie zatrzymali nas dwaj pastuszkowie od owiec. Poprosili o ogień i dostali w prezencie zapalniczkę.
Za to psy mieli naprawdę groźne. Duże białe bestie. Zbliżamy się do Parku Jablanice. Z dala widzimy wioskę, i zjazd na pole.
Dobra nie ma co wydziwiać zjeżdżamy. Jesteśmy w dziwnym miejscu prawdopodobnie była tutaj baza wojskowa.
Na miejscu stoi solidny bunkier
i ruiny budowli.
Wybraliśmy najmniej widoczne z drogi miejsce. Kolacja była z widokiem na granicę z Macedonią.
Wschód księżyca i huczenie sów zagoniło nas do Buchanki.