17.09.2019r. Rankiem obudziła nas sąsiednia budowa. Wschodzi słońce nad Górami Kapaonik. Ruszamy z parkingu żeby w ciszy wypić kawę.

I nagle w buchance zapaliła się żółta lampka sygnalizująca awarię silnika.
No jeszcze tego brakowało. Stoimy na szczycie jakiejś góry w Serbii. Żywej duszy wokół, a tu awaria.

Stressss! Ja siedzę cicho. Robię kawę i oglądam wschód słońca i stado owiec na zboczu. GS podłączył komórkę z jakimś programem do kabelków w buchance i lampka zgasła. To prawdopodobnie wina tej zagotowanej benzyny. Stress nie minął, wiadomo coś może się znowu zaświecić. Powolutku zjeżdżamy w dół. Trochę „lepszą” drogą niż wczoraj.

Poranna toaleta na punkcie widokowym.

Jeszcze rzut oka na hotele i wyciągi. Jest czego zazdrościć Serbom.

Przy drodze mijamy gęsto wbite biało czerwone pale wskazujące zimą drogę. Muszą tutaj być ostre zimy.

Benzyna nadal śmierdzi. Na kolejnym postoju okazało się, że zgubiliśmy uszczelkę z korka. Mamy drugi bak i drugi korek. Zamiana korków pomogła, mniej śmierdzi.
Kierujemy się w stronę Nisz.

Serbia to biedny kraj, wyludniony przynajmniej w południowej części przez, którą przejeżdżamy.

Dojechaliśmy do większego miasta Prokuplje.

Stare komunistyczne bloki, w których palą drewnem. Wszędzie na każdym podwórku pełno zgromadzonego drewna.

Jakaś taka przygnębiająca wszechobecna szarość.

Przed Nisz wbiliśmy się nieoczekiwanie na płatną autostradę, którą dojechaliśmy do granicy z Bułgarią.

Na przejściu granicznym była kolejka. Po przekroczeniu granicy, gdzie celnicy i policjanci mieli ubaw z naszej buchanki zaczęliśmy załatwiać winietkę.

Wszystkie drogi w Bułgarii objęte są opłatą, bez różnicy czy to autostrada czy wiejska droga.

GS uparł się, że chce zobaczyć Sofię. Odradzałam. Dojazd z granicy do Sofii jest w budowie. Cały transport porusza się droga tymczasową.
Dalej była już obwodnica. Sofia z daleka nie zachęcała do zwiedzania. Wielkie blokowiska, ruch i hałas. Z trudem znaleźliśmy jakiś camping na mapie w odległości 20 km od Sofii.
Musimy wydostać się z obwodnicy na dr. nr 16 w kierunku Svoge.

Korek ogromny na 3 pasach. Upał i zmęczenie dały nam się we znaki. Był wypadek – motocyklista wjechał w auto
Dobrnęliśmy do stacji benzynowej z gazem. W najbliższym mieście robimy porządne zakupy. Camping jest nad rzeką w wiosce Vlado Trichkov.

Socjal to jakaś waląca się chałupa. Prowizorka po całości, ale jest ciepła woda i prąd.

Stoi też przyczepa Niemców. Nie ma gospodarza campingu, ale jesteśmy tak zmęczeni, że parkujemy i rozbijamy obozowisko.

Cieszy nas chociaż ta mała namiastka cywilizacji i ciepła woda. Później przyjechała jeszcze jedna ogromna przyczepa z Niemcami. Przyszedł też gospodarz i skasował nas na 20 Euro. Zrobiliśmy sobie pyszną bałkańską kolację i natychmiastowo zasnęliśmy.