24.09.2018 r.Raniutko opuściliśmy Palngę i drogą przy morzu pojechaliśmy do Kłajpedy.
Zatrzymaliśmy się przy plaży bo miał tutaj być bunkier niemieckiej baterii nabrzeżnej “Memel-Nord”, w którym jest obecnie muzeum.
Najpierw była burza gradowa, a później znaleźliśmy bunkry.
Tak jak każdy zakątek na Litwie również bunkry były bez śmieci, dostępne, niewyszabrowane.
GS zachwycony biegał po bunkrach ja szukałam bursztynów.
Naszym celem tego dnia był prom w Kłajpedzie i przeprawa na Mierzeję Kurońską.
Skasowali nas 12 Euro i zabrali na pokład promu.
Mierzeja Kurońska jest półwyspem o długości 97 kilometrów. Południowa cześć należy do Obwodu kaliningradzkiego , natomiast północna, licząca 50 kilometrów, należy do Litwy.
Po zjechaniu na ląd pojechaliśmy na koniec półwyspu gdzie znajduje się Litewskie Muzeum Morza i Delfinarium.
Pokręciliśmy się po plaży i obserwowaliśmy port w Kłajpedzie.
Zapadła decyzja, że zwiedzanie Mierzei zaczniemy od granicy z Rosją tzn miejscowości Nida.
Po dojechaniu do granicy Neringi, to nazwa miasta składającego się z czterech miejscowości: Juodkrantė, Pervalka, Preila i Nida, zastaliśmy barierki i ponownie skasowano nas na 15 Euro za sam wjazd. Trudno płacimy i jedziemy do Nidy.
Ruch samochodowy praktycznie zerowy, tylko dostawczaki i autokary z turystami. Dojechaliśmy do granicy z Rosją.
Mało zachęcająca była, zawróciliśmy i trafiliśmy na górę z wielkim zegarem słonecznym.
Rozpościera się tu nieprawdopodobny widok: zatoka, morze, wydmy, za którymi znajduje się Obwód kaliningradzki.
Zwiedziliśmy też samą Nidę, maleńką miejscowość z drewnianą niską zabudową.
Dwie następne miejscowości Pervalka i Preila są malutkimi zacisznymi osadami. Nie znaleźliśmy sklepu, ani restauracji, a nie zrobiliśmy zakupów w Kłajpedzie 🙂 Szukamy miejsca na nocleg.
Parking przy samym morzu był w sam raz, wieje makabrycznie.
Idziemy na krótki spacer na plażę.
Od śmierci głodowej uratowały nas zupki chińskie.
W nocy był sztorm. O dach busika uderzały kulki gradu. Raniutko po zjedzeniu ostatnich zupek jedziemy na Wydmy Nagli.
Dużą część powierzchni mierzei stanowi Park Narodowy Mierzei Kurońskiej, w rezultacie czego pokaźne obszary są opatrzone zakazem wstępu. Te wydmy są jednak częściowo dostępne.
Po minięciu sosnowego lasku naszym oczom ukazała się „litewska Sahara”. Widok bardzo egzotyczny. Byliśmy sami, żadnego turysty.
Wiatr ciągle przesuwa ziarenka piasku, który pochłonął w przeszłości 14 osad. Ruchy piasku są powolne, ale nie dają żadnych szans. To dziwne uczucie – wiedzieć, że chodzi się być może kilka, kilkanaście metrów nad czyimiś domami.
Po wygodnych drewnianych ścieżkach doszliśmy do punktu widokowego, z którego rozpościera się widok na Zalew Kuroński.
Juodkrantė podobnie jak pozostałe miejscowości, do wielkich nie należy, ale ma za to Górę Czarownic. Trasa na wzniesienie jest udekorowana drewnianymi stylizowanymi na ludowe rzeźbami.
Rzeźby wyobrażają postaci mitologiczne lub są dziełem wyobraźni artystów. My widzieliśmy tylko diabły i czarownice.
Część z nich odwołuje się do mitologii dawnych Bałtów.
Wśród wyobrażonych postaci znajduje się Neringa, która wedle legendy usypała z piasku mierzeję, by ochronić rybaków przed zazdrosnym bogiem morza, który sztormami mści się za to, że mityczna kobieta wyszła za mąż.
Nieopodal Juodkrantė znajduje się kolonia kormoranów.
By je zobaczyć, weszliśmy na drewniany taras, ale okazało się, że ptaki uciekły przed sztormem. Wczoraj jeszcze były jak przejeżdżaliśmy obok tego miejsca. Natomiast to, co ukazuje się oczom, to zupełnie zniszczone drzewa.
Wracamy na prom i po przepłynięciu zalewu robimy w Kłajpedzie zakupy. Parkujemy blisko starego miasta. Kłajpeda to duży port morski, z którego cały czas dochodzą odgłosy pracy.
Kłajpedzka starówka jest bardzo niemiecka ze względu na mur pruski i planowy układ ulic. Jest całkowicie urządzona pod turystów. Sklepy z upominkami, kawiarnie, restauracje.
Wypiliśmy kawę, chwila oddechu i odpoczynku.
Ruszamy na Przylądek Vente do delty Niemna. Zaledwie 60 km od Kłajpedy, a jechaliśmy długo.
W Vente przywitał na bocian, który chodził sobie swobodnie koło sklepu.
Znaleźliśmy camping. To właściwie marina żeglarska. Bardzo ładnie położona.
Podziwialiśmy zachód słońca i tony muszli leżących na brzegu.
Busik elegancko zaparkowany daleko od wichury. Można iść spać.