22.09.2018 r.

W nocy całkowite załamanie pogody. Zimno, wieje i leje. My jednak nie zmieniamy kierunku podróży, jedziemy dalej na północ na Górę Krzyży.

Rano w Wieprzach na nasz parking podjechała policja, ale tylko sobie chwilę postali i odjechali.

Przejechaliśmy ze 150 km i koło południa dotarliśmy do miasta Szawle. Po dłuższej chwili nawigacji udało się odnaleźć camping Grażyna. Jak dla nas super.

Nie miasto nas jednak interesowało. Po załatwieniu formalności,  pojechaliśmy na Górę Krzyży położoną niedaleko Szawle.

Nie wiem jak to robią Litwini, ale w każdym atrakcyjnym turystycznie miejscu serwują dodatkowo jakieś przeżycia duchowe. To nie jest tak, że oglądasz, odhaczasz i zapominasz. Cały czas staram się to zrozumieć.

Pada deszcz i wieje silny wiatr. Wjeżdżamy na ogromny super zorganizowany parking.

Są sklepy, toalety, można kupić coś do zjedzenia. Mnóstwo autokarów i samochodów z turystami. Ciągły ruch. Pod drogą  zrobiono przejście dla pieszych.

Przechodzimy na drugą stronę drogi i stajemy jak wryci. Przed nami ukazuje się wzgórze usypane z krzyży. Krzyży jest podobno 300 tyś albo więcej.

Pomiędzy krzyżami biegną przypadkowe ścieżki udeptane przez ludzi. Nikt nie wyznacza tutaj kierunku gdzie masz iść.

Krzyże są wszędzie. Wiszą, leżą, stoją. Jeden na drugim.

Stosy małych metalowych figurek, które odpadły od krzyży leżą przy ścieżkach.

Krzyże metalowe, drewniane, zrobione z ołówków, drucików, łyżek i noży

Nawet z wideł.

Są też symbole wyznawców innych wiar. Przywiezione z daleka.  Są symbole pogańskie. Bardzo energetyczne miejsce. Tutaj trudno nie wierzyć przynajmniej w dobre intencje ludzi.

My też zostawiliśmy mały krzyżyk.

 i wracamy do busika.

Siedem kilometrów od Góry Krzyży  leży wieś Naisiai.

Jedziemy tam mijając ogromne pole cebuli i marchwi. Jakieś byłe kołchozy.

Wioska stworzona przez Ramunasa Karbauskisa, syna dyrektora kołchozu. Dorobił się on fortuny na handlu nawozami i sprzętem rolniczym z Rosjanami i zbudował w Naisiai wielkie pogańskie “muzeum” pod gołym niebem.

O dziwo zaczęło świecić słońce. Dochodzimy do sztucznego jeziorka z wyspą, na której są dziwne białe rzeźby aniołów lub dzieci i żywe króliki.

Dalej wzgórze na nim  dębowe posągi bóstw i ołtarz.

Ogromny smok z czterema głowami.

Wszędzie wokół pogańskie symbole.

Ogromna arena. Dla nas za mało w tym ducha więcej komercji.

Ale zobaczyć warto tym bardziej, że każdy posąg dokładnie jest opisany.

Wracamy do miasta na nasz camping. Ciemno, zimno a w busiku przytulnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.