9.04.2018 r. Raniutko z morza przypłynęli rybacy z rybą. Zacumowali praktycznie przy Smażalni Ryb u Lecha. My powoli piliśmy kawę obserwując ich pracę. Najgorzej mają z tymi sieciami. Ogromne wory wypełnione sieciami targają codziennie z kutrów suszą i z powrotem pakują na kutry. A ryb tylko kilka skrzynek.
My też sklarowaliśmy busika i w drogę.
Na chwilę zatrzymaliśmy się w Kołobrzegu przy Amfiteatrze. Idziemy na plażę. Sporo ludzi kręci się wzdłuż brzegu. Miejscowi szykują się na majówkę i otwarcie sezonu.
Cały czas przemieszczamy się jak najbliżej morza.
Za Kołobrzegiem teren nadmorski jeszcze nie został całkowicie spacyfikowany przez koszmarne domki i hotele. Mijamy Ustronie Morskie i trafiamy na bunkry.
GS pognał w chaszcze dokumentować kolejne nadmorskie fortyfikacje, a ja spokojnie poszłam z kocykiem na plażę szykować śniadanie.
Co za sielanka sama na plaży i ciepło jak w lecie 🙂
Bardzo szczęśliwi, że w końcu mamy trochę dziczy powoli przemieszczaliśmy się dalej. Dojechaliśmy szutrową drogą do ujścia Czerwonej Rzeczki.
Rzeczywiście czerwona.
GS w swojej niezawodnej nawigacji komórkowej wypatrzył, że możemy tak jechać tą szutrówką aż do samych Gąsek. Niestety po około 2 km jazdy piaszczystymi dołami ukazał się nam zakaz wjazdu, droga tylko dla miejscowych.
Zawróciliśmy przed nami Niemiec w skodzie jechał bardzo bardzo powoli…
Objazd do Gąsek przez Kładno to dziury, błoto i dzikie wysypiska śmieci. Chyba, że zabronowali akurat drogę 🙂
I tak powoli mijaliśmy nasze nadmorskie kurorty Mielno, Łazy, Dąbki, Darłowo, Jarosławiec. Wszędzie tak samo. Przerost treści nad formą. To były takie spokojne, klimatyczne, nadmorskie wioski, a stały się kiczowatymi “wesołymi” miasteczkami.
Nie mieliśmy już nadziei, aż nagle wjechaliśmy do Ustki. I stanęliśmy zdumieni na darmowym parkingu przy samej plaży.