Rumunia

Delta Dunaj rozlewa się na obszarze 5640 tys. m² płynąc 3 kanałami, każdy ma ponad 100 km długości, niosąc do Morza Czarnego, rocznie 70 mln ton osadów ( 2 tony piachu na sekundę). Imponująca kraina wysokiej zielonej trzciny, ogromnych jezior, wysp, tysięcy ptaków, ryb.

Do Murighiol dojechaliśmy w samo południe. Lekkie rozczarowanie bo spodziewałam się bardziej zachodnich standardów turystycznych, a zastaliśmy dzicz.

Objechaliśmy tą wioskę wkoło i znaleźliśmy Camping Andra tzn. kawałek podwórka z 2 chatami pokrytymi dachem z trzciny, letnią kuchnią i łazienką. Ale to był naprawdę luksus.

Gospodarz okazał się nadzwyczajnym organizatorem. W ciągu dosłownie sekund, podłączył nas do prądu pokazał gdzie i jak wszystko funkcjonuje i zaproponował, że za 100 Euro popłyniemy z nim po delcie łodzią motorową. Pokazał na mapie gdzie mamy płynąć i atlas z ptakami co mamy zobaczyć. Równie dobrze mógł nam pokazać mapę Amazonki i tak nie byliśmy zorientowani w terenie.

Nie upłynęła godzina i już ładowaliśmy się do jego starej daci ubrani dosłownie jak w zimie z jego płaszczami przeciwdeszowymi i kapokami.

Nieźle wiało i było strasznie zimno. Dojechaliśmy dacią nad brzeg jakiegoś kanału. Rybacy na brzegu mieli niezły ubaw obserwując jak wciskamy się na dziób łodzi, takiej zwykłej rybackiej. Na ławeczce, na której siedzieliśmy położono barani kożuch. Gospodarz na rufie obsługiwał silnik i ster.

Ruszyliśmy. Byliśmy jedynymi turystami na tej ogromnej delcie, mijaliśmy jedynie rybaków i to w większości miejscowych. Wiało, zalewała nas woda z prującego fale-dziobu łodzi. Podróż trwała 4 h, zrobiliśmy 80 km z jednym przystankiem na rakiję, gorącą kawę i tankowanie łodzi.

Płynęliśmy dziesiątkami kanałów przez tereny porośnięte trzcinami i lasami, widzieliśmy mnóstwo ptaków: czapli, kormoranów, łabędzi.

Główny cel tego „safari” to pelikany. Krążyliśmy beż końca w tych trzcinach szukając pelikana, aż w końcu na środku jeziora GS zobaczył dostojnie płynącego pelikana. Jeden jedyny, który wcześniej nie odleciał.

Trzeba było jeszcze cicho podejść bestię i zrobić zdjęcie. Pełen sukces my byliśmy wolni, a pelikan na focie. Ruszyliśmy w drogę powrotną na pełnej mocy silnika łodzi.

Mijaliśmy osady rybackie złożone z zaledwie kilku lepianek, samotnych rybaków w chatach z trzciny. Czas w delcie się zatrzymał widać, że tutaj rządzi natura – nawet komunistom nie udało się ujarzmić rzeki. Ceausescu budował betonowe kanały wszędzie i nawet deltę chciał zagospodarować na pola uprawne. Zbudował w tych trzcinach hutę szkła.

Mocno wyziębieni dotarliśmy do pomostu. Musieliśmy jeszcze zacumować łódź i wyjść na brzeg. Gospodarz w tempie rajdowym zawiózł nas na camping. Chcieliśmy schronić się już w Busiku i ogrzać w cieple farelki, ale czekała nas 2 część atrakcji, wieczorek kulturalny z gospodarzem.

Dygocąc z zimna pichciłam w tej letniej kuchni nieśmiertelny makaron z sosem pomidorowym ten z żelaznych zapasów. Gospodarz przytargał flaszkę bardzo mocnej rakiji i po wypiciu szklanki wsiadł w dacie i pojechał po papierosy.

cił z 2 l butlą wina, colą i bochnem chleba to był jego wkład w kolację. Dopiliśmy rakiję i wino z nadzieją, że to koniec imprezy, ale nie. Zaproponował, że zagra nam na kibordzie. Zainstalował się w try miga i zaczął grać kalinkę plus wokal. I tak bez końca piosenka za piosenką. Nie było dla nas ratunku poszłam do ciepłego Busika po nasze zapasy wina. Po kolejnym litrze tym razem macedońskiego wina poszliśmy nareszcie spać.

4 października. Pobudka, na Campingu Andrea świeci słońce. Gospodarz, zmęczony nocnym śpiewaniem, zaparzył nam garnek mocnej kawy. Zaproponował jeszcze 2 h rejs po jeziorze, ale rezygnujemy. Wyjeżdżamy z trzcinowej delty Dunaju wprost do Tulczy, starego miasta nazywanego Wrotami Delty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.