Słoiki nad Odrą.

30 października 2010 r. Trzy dni wolnego. Szaleństwo, pełna improwizacja. Sobota godz. 12.00. Busik zatankowany do pełna. W taki ciepły jesienny dzień najładniej jest nad Odrą. Jedziemy.

W pierwszej kolejności odwiedzamy na starym cmentarzu w Legnicy groby bliskich i dalekich.

Jak co roku zapalmy znicze na grobach żołnierzy radzieckich.

Później kierujemy się do Prochowic – mała mieścina położona przy drodze do Wrocławia, mijana przez nas tysiące razy.

Dzisiaj z okien Busika wygląda zupełnie inaczej. Zatrzymujemy się obok starego pałacu, wprawdzie do remontu, ale zawsze to zabytek i całkiem ładny.

Ozdobiony jakimiś smokami i innymi maszkarami. Wokół fosa i park. Niedaleko, płynie Kaczawa. W parku szeleścimy złotymi i brązowymi liśćmi.

Uwielbiam to. Szur, szur i zapach zgnilizny unoszący się w powietrzu. Super.

Przy wyjeździe z Prochowic odwiedziliśmy starą poniemiecką kapliczkę na cmentarzu, rozszabrowaną doszczętnie, ale bardzo urokliwą. GS oczywiście dokumentował, a tubylcy groźnie spoglądali w naszą stronę.

I dalej jedziemy przez Kwiatkowice do Rezerwatu Ptaków Starorzecza Odry. Tutaj natknęliśmy się na porzucone starannie zakręcone, pełne ogórków słoiki.

Brukowaną drogą (zakaz wjazdu) jedziemy przez las liściasty pod wiaduktem do Malczyc. Kolejna niespodzianka i miód na nasze serca.

Przed nami stara, ogromna fabryka produktów papierniczych, rozszabrowana – wiadomo, ale dało się po niej buszować. Spędziliśmy tutaj dobrą godzinę.

Wszystko dostępne, pootwierane. Brak części metalowych, ale cegły się ostały.

W Malczycach była też cukrownia, która została zburzona, zostały tylko dwa wysokie kominy. Trudno. Przez Mazurowice i Prochowice wracamy do Lubina.

Kolejne dwa dni zaplanowaliśmy w górach. Los chciał jednak inaczej. Niedziela rano, przesunięcie czasu. Zaczęło paskudnie wiać, ale świeci słońce.

Jedziemy do Krainy Wygasłych Wulkanów. Piękne góry jak mówi Maruś – „Kaczadry”. Minęliśmy Jawor i dosłownie przed samymi Świnami sprzęgło w Busiku zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Pech. Zawróciliśmy.

W Kłonicach zatrzymaliśmy się i weszliśmy na wieżę z wspaniałymi widokami na te wygasłe wulkany. Pomalutku jedziemy do domu. Przed samym domem, centralnie, na okropnym skrzyżowaniu Busik stanął – sprzęgło zdechło.

Dobrze, że było z górki do najbliższego parkingu. Dalej to już akcja spychania Busika z manewrami na skrzyżowaniu, oczekiwanie na zaprzyjaźniony holownik.

Busik, biedaczek stoi przed domem i czeka na nowe sprzęgło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.