16 stycznia 2011 r. Z tego uzależnienia nie da się już wyleczyć. Cali należymy do Busika on rządzi.
Kolejna niedziela i jedziemy w kierunku Jeleniej Góry. GS zadecydował, że ja mam prowadzić. Oki jadę. Nic nie widzę co się dzieje po bokach – bo jadę. Na drodze pełno dziur, ale co tam – jadę. Mijamy Złotoryję najpierw w dół, po prawej stronie mijamy jakieś stawy, ostro w lewo potem ostro w prawo, przejazd, wiadukt, dałam radę. Dojechaliśmy do Lwówka. Skrzyżowanie na prawo Bolesławiec na lewo Jelenia Góra. Wybieram Jelenią Górę. Zakręty, podjazdy, zjazdy. Tylko to pamiętam z całej drogi do Jeleniej Góry. Ostry wjazd na parking i stop koniec jazdy.
GS blady – całą drogę wrzeszczał, że za szybko jadę, albo za ostro skręcam. I zaraz się przewrócimy. Gadanie, jest się tym mistrzem kierownicy. Dla relaksu łazimy po sennej, wyciszonej Jelenie Górze – bardzo klimatyczne miasto o każdej porze dnia i nocy.
Do domu wraca GS, nareszcie mogę obserwować co się dzieje za oknem. Niby zima, ale już prawie wiosna. Wściekle zielona w śniegu ozimina na tle brązowych pól. Czerwona poświata na niebie. Zima jednak.