12 września 2010 r. Słoneczna, upalna niedziela. Busik czeka przed domem. Jedziemy. Cel podróży Kożuchów i winobranie w Zielonej Górze.
W Rudzinach zjeżdżamy z drogi pod stary nasyp kolejowy w wysokie trawy. Zjadamy w Busiku śniadanie. Ciągle jest to dla nas frajda: wygodna kanapa, stoliczek i kuchenka w naszym aucie.
Mała przestrzeń, a tak cieszy. Jedziemy dla samej jazdy, bez celu im większe bezdroża tym lepiej.
Eksplorujemy wszelkie ruiny takie jak np. te, kościoła w Mycielinie. Wjeżdżamy do Zielonej Góry. Winobranie okazało się wielkim rozczarowaniem, discopolo i buractwo. Uciekamy czym prędzej i trafiamy do Kożuchowa.
Miasteczko otoczone jest murami obronnymi, w centrum stoi Ratusz. Wokół stylowe kamieniczki
Wybrukowaną ul. Klasztorną schodzimy do Zamku. Sporego odremontowanego kompleksu.
Zamek otoczony jest fosą. Widzimy przed bramą wejściową grupkę ludzi. Załapujemy się na prywatną wycieczkę po zamku z rodziną kustosza.
Zamek w chwili obecnej pełni rolę Ośrodka Kultury. Bogato wyposażone komnaty, dziedziniec, w podziemiu sala z kawiarnią gdzie odbywają się koncerty rockowe.
Kustosz opowiada niesamowite historie o byłych mieszkańcach zamczyska. Opuszczamy zamek z myślą, że znaleźliśmy się w jakimś innym równoległym do naszego świecie. I to wszystko dzięki Busikowi, który wymusza ciągłe przemieszczanie się, zmianę otoczenia i ludzi. Niesamowite.