15.09.2019r. Raniutko budzą nas pasterze nawołujący owce, szczekanie psów i pobrzękiwanie dzwonków. Wszędzie wokół są pastwiska.

Poranna kawa w cieniu starych buków i czas pokonać białą górę Baturak 1796 m. n.p.m .

Wjazd na nią nas zaskoczył bo znowu znaleźliśmy się w krainie tych pięknych łysych gór.

Dojechaliśmy do starego cmentarza z XIV wieku

Nekropola stećaka Police to stare kamienne płyty cmentarne które wtopiły się w krajobraz.

Wokół jak sięgnąć okiem porozrzucane białe kawałki skał.

Żółte trawy, krowy starannie skubiące każde źdźbło. Co ciekawe każdy pastuch ma smartfona i parasol.

Powoli zmienia się krajobraz.

Mijamy wioski położone po obu stronach drogi zatopione w zieleni. Wjechaliśmy w strefę lasów liściastych i za miejscowością Odžaci droga zmieniła się na koszmarną dziurawą szutrówkę.

Wspinamy się pod górę, żeby za chwilę zjeżdżać w dół do rzeki Ljuta.

Przed nami most taki raczej tymczasowy i chyba wojskowy. Poprzedni został zawalony.

Po sforsowaniu mostu wspinamy się pod górę omijając oderwane od skał kamienie.

Jest niebezpiecznie wąsko, przepaść obok nas nie nastraja optymistycznie.

Ta droga jest po prostu byle jak wykuta w skale i niczym nie zabezpieczona.

Udało się dojechać do miejscowości Kalinovik. Z ruin i ogrodzenia wywnioskowaliśmy, że była tutaj jednostka wojskowa.

Zmęczeni na maksa mamy w planie dojechać jeszcze dzisiaj do Czarnogóry.

Najpierw jedziemy do miasteczka Foča potem wzdłuż rzeki Drina.

Co za droga. Ruchliwa tir za tirem. Zakręty i dziury. Krowy i owce wchodzące na drogę. Jest gorąco i to nawet bardzo. Robimy krótką przerwę przy źródełku i sadzie śliwkowym. Wokół wysokie góry, wszędzie góry.

I tak dojechaliśmy do granicy z Czarnogórą.

Przejście graniczne to po prostu drewniany mostek na rzece w Śćepan Polje.

Kolejka w upale. Przejechaliśmy obie kontrole.

Jesteśmy w Czarnogórze

Wzdłuż rzeki Piva dojechaliśmy do betonowej zapory wodnej Mratinje.

Jej budowa spowodowała zalanie kanionu Piva i utworzenie jeziora Piva, o powierzchni 12,5 km².

Drogę polecił nam motocyklista z campingu w Sarajewie. Jest fantastyczna.

Wije się wzdłuż kanionu, przejeżdżamy tunel za tunelem. Są wydrążone w skale i niczym nie oświetlone. W tunelach są też zakręty.

Serpentyna za serpentyną, a w dole cudna lazurowa woda otoczona skałami.

Przed kolejnym mostem, skręciliśmy ostro pod górę w kierunku Žabljak .

Droga jak na rollercoasterze. Po prostu makabrycznie kręta.

Nie wiem jak nam się udało, ale wyjechaliśmy na płaskowyż.

Nie spodziewałam się, że zobaczę kiedyś w życiu coś tak oszałamiająco pięknego.

Wjechaliśmy do Parku Narodowego Durmitor znajduje się on na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości UNESCO.

Ogromny płaskowyż, niewielkie wioski, stada owiec, krów, hektary pastwisk, brak lasów.

Tylko te wysokie białe szczyty wokół.

Środkiem wije się wąska asfaltowa droga. Niby od niechcenia byle gdzie i byle jak porozrzucane kawałki białych skał.

Wszystko to razem sprawiało wrażenie ogromnej makiety, na której pojawi się za chwilę kolejka z wagonikami i malutkim parowozem.

Naprawdę nierealny krajobraz.

W Žabljaku szukamy campingu. Znaleźliśmy fantastyczny AutoCamp Mlinski Potok, prowadzony przez młodego właściciela, posiadacza łady nivy.

Od razu nawiązaliśmy przyjaźń umocnioną rakiją.

Dzień pełen wrażeń zakończyliśmy na wysokości 1450 m.n.p.m. w cieniu góry Meded.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.