18.09.2019r. Ranek na bułgarskim campingu jest słoneczny. Niespiesznie robimy śniadanie, pakujemy buchankę.
Po gorącej dyskusji jaką drogą pojechać dalej, wybieramy Łańcuch Sredna Góra i Dolinę Róż 🙂 Zapowiada się ciekawa podróż. Najpierw jednak musimy dojechać z powrotem do obwodnicy Sofii, przejechać kawałek autostradą i wjechać na drogę nr 6 prowadzącą do Doliny Róż i Doliny Trackich Królów.
Jedziemy górami, ale co to za góry w porównaniu z tymi w Serbii, Czarnogórze czy Bośni. Po prostu sama przyjemność. Po jakimś czasie dojechaliśmy do monumentalnego pomnika Wasyla Lewskiego bojownika o wyzwolenie Bułgarii z niewoli tureckiej.
To bardzo znana postać w Bułgarii wszędzie są jego pomniki, nazwy ulic, placów.
Przy pomniku co chwila zatrzymywał się samochód i ludzie czerpali wodę ze źródełka. Uczynny człowiek spożywający pod pomnikiem śniadanie zainteresował się naszym autem i podróżą.
Wyciągnął swoją mapę Bułgarii i pokazał nam miejsca konieczne do odwiedzenia. Skrytykowaliśmy wspólnie pomnik, że taki duży, a tylko sama głowa bohatera na nim, a nie cała postać 🙂
I jedziemy w kierunku Kopriwszticy.
To miasteczko–muzeum, z całkowicie zachowaną architekturą w stylu bułgarskiego odrodzenia narodowego.
Położone jest na rzeką Topołnica w pobliżu najwyższych szczytów Srednej Góry.
Podjeżdżamy na parking i zaczynamy zwiedzanie.
Domy w Kopriwszticy rozłożone są na zboczach Srednej Góry
Każdy z nich to mała forteca ogrodzona wysokim murem kamiennym lub drewnianym płotem. Pokryte są ciężkimi gontowymi dachami.
Domy są pięknie pomalowane i na każdym placyku stoi jakiś pomnik bohatera narodowego.
Trzeba się wspinać do góry, niestety po krzywym bruku. Przeszliśmy przez zabytkowy kamienny mostek prosto do kawiarni na kawę.
Miasteczko mimo, że jest rezerwatem urbanistyczno-architektonicznym jest bardzo ruchliwe. Życie toczy się tutaj jak w każdym innym małym miasteczku.
Po krótkim odpoczynku przy pysznej kawie jedziemy już zupełnie bocznymi drogami do wsi Staroseł.
Po drodze zjeżdżamy do rezerwatu skałek.
Myśleliśmy, że to grobowce Traków, ale nie to były tylko skałki.
O Trakach wiemy niewiele.
Ich cywilizacja zaczęła zanikać jeszcze przed przybyciem Słowian na Bałkany Bułgarzy specjalizują się w opowiadaniu historii Traków. Ci starożytni wojownicy są jednym z najważniejszych elementów bułgarskiej historii, zaraz obok powstania Pierwszego Państwa Bułgarskiego oraz walk Wasiła Lewskiego z turecką okupacją.
Kierując się wskazówkami znajomego spod pomnika Wasiła Lewskiego, szutrową drogą centralnie przez nie zabezpieczone tory kolejowe zjeżdżamy do żabiego oczka.
Obok wyschniętej sadzawki stoi niewielkie wzgórze porośnięte krzewami.
To właśnie grobowiec-chram Traków.
Zatrzymujemy się przy wejściu zabezpieczonym kratą.
GS robi foty przez kratę.
Teren jest bardzo zadbany, posprzątany.
Liczne fotografie i informacje dokumentujące to miejsce umieszczono na tablicach. Bułgarzy potrafią sprzedawać swoją historię.
Wyjeżdżając, nareszcie spotykamy pierwsza plantację róż.
Zbliżamy się do wioski Staroseł.
Na pierwszy i kolejny rzut oka nie robi dobrego wrażenia. Same ruiny, okna pozabijane deskami.
Kierujemy się 3 km dojazdem do największego na Bałkanach trackiego ośrodka kultu z V w.p.n.e. Odkrytego w 2000 r!
Właśnie trafiliśmy na moment budowy drogi dojazdowej.
Niezrażeni jedziemy w kurzu te 3 km.
Z daleka widzimy wysokie wzgórze i kamienne wejście do grobowca. Dojeżdżamy do dużego parkingu. Dalej wspinamy się brukowaną drogą, wokół rosną gęste krzaki, a w tych krzakach pasą się krowy 🙂
Na miejscu jest kasa i symboliczne bilety. Przed nami ogromny grobowiec-chram. Wchodzimy po kamiennych schodach. Grube mury z dokładnie ociosanych i dopasowanych kamieni, ozdobna komora ze stożkowym sklepieniem, wokół kolumny.
Kamienne przesuwane drzwi.
Jak oni, Trakowie to zrobili to wprost niewyobrażalne w V w. p.n.e.
Archeolodzy wszystko opisali i udokumentowali na tablicach informacyjnych. Wracamy do buchanki. Jesteśmy już mocno zmęczeni, czas odpocząć, ale gdzie?Mijamy typowo rolnicze tereny. Nie ma gdzie zjechać.
Dojeżdżamy do miasta Chisaria, pełni nadziei na nocleg.
Nic z tego same hotele, uzdrowiska. Nie ma gdzie zaparkować.
Jedziemy dalej, do Karłowa, do Doliny Róż
Większe miasto to na pewno uda się gdzieś zaparkować. Na mapie wypatrzyłam jakieś wodospady. Wjeżdżamy do miasta, a nasza sprytna nawigacja prowadzi nas pod górę bocznymi uliczkami, a nawet miejscami szutrówką.
Jeszcze mijamy wąski mosteczek i już jesteśmy w parku na parkingu przy restauracji „Wodospad”. Na przeciwko nas ruiny nieczynnej fabryki produkującej wyroby z wełny . Parkujemy pomiędzy samochodami. Pierwsze kroki po opuszczeniu buchanki kierujemy do knajpy. Jesteśmy głodni i wykończeni. Zamawiamy z karty, która jest tylko po bułgarsku i nie ma obrazków.
GS lepiej trafił. Dostał zapiekane ziemniaki z boczkiem. Ja niestety puree ziemniaczane oblane słodkawym sosem, wyglądało to dziwnie, smakowało dziwnie, ale i tak z głodu wszystko zjadłam.
Po kolacji poszliśmy szukać wodospadu Suchurum (Водопад Сучурум)
Do Wodospadu i elektrowni V. Levski na rzece Stara Reka zaprowadził nas spacerowicz z małym pieskiem.
Poszliśmy za nim przez teren elektrowni (nikt nas nie ścigał) i zeszliśmy do spiętrzenia na rzece, i wodospadu.
Spacerowicz twierdził, że można tutaj się kąpać.
Nawet wrzucił do wody, niezadowolonego z kąpieli pieska.
Wróciliśmy na nasz parking mijając po drodze, starą opuszczoną fabrykę i pomnik Lewskiego.
Noc nadeszła błyskawicznie. Najpierw do 24 trwała zabawa w restauracji i z parkingu odjeżdżały auta. Później do stojącego nieopodal kontenera na śmieci podeszła wataha dużych psów. Najsilniejszy wskoczył do środka i buszował za żarciem, reszta towarzystwa grzecznie siedziała przed kontenerem i czekała na swoją kolej.
Nad ranem było już spokojnie.