Rumunia

2 października. Dojeżdżamy do zaniedbanego przejścia granicznego niedaleko Kardam.

Celnicy zaskoczeni naszym pojawieniem się obejrzeli tylko okładki paszportów i kazali jechać dalej nawet nie wyszli ze swojej budki, oglądali mecz.

Jedziemy do Konstancy, zbliża się wieczór. Przejazd przez Konstancę ulicami przeładowanymi samochodami, ruch, deszcz i wiatr. Przy ulicach stoją ogromne charakterystyczne bloki mieszkalne i słupy obwieszone niezliczoną, ilością poplątanych kabli.

W miejscowości nadmorskiej Mamaja szukamy campingu, jest ale nieczynny a stróż nie gwarantował spokojnej nocy. Jedziemy dalej do Navodari, mijamy powalone drzewa, wszędzie pełno wody, pozrywane kable – widać że przeszła niezła wichura.

Wjeżdżamy na mierzeję o długości ok. 8 km i szerokości ok. 400 m. Z jednej strony drogi wzburzone Morze Czarne z drugiej strony wzburzone słodkowodne Jezioro Siutghiol. Mijamy opustoszałe hotele. Trochę straszno. Woda z jeziora wlewa się na drogę.

Trafiliśmy na Camping „S” zamknięty i to nie bez przyczyny. Camping został zalany wodą z morza, leżą powyrywane drzewa a woda nadal zalewa camping. Jest recepcja i dziewczyna, która wpuszcza nas tylko za szlaban.

Stajemy między portiernią i wc. GS parkuje przy murze co by nas osłonił przed wichurą.

Zjadamy kolację i idziemy spać.

Busikiem miota wiatr, całą noc leje, a my stoimy w ogromnej „kałuży”. Oby do rana….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.