27 sierpnia 2010 r. jedziemy na Reggae w Bielawie. Nareszcie jesteśmy niezależni od namiotu. Mamy domek na kołach z pełnym zestawem wygód.
W Bielawie na Reggae Dub Festiwalu kupiliśmy bilety i zaparkowaliśmy „lekko” pod górę na trawiastym parkingu.
Generalnie przez cały czas padał deszcz za to koncerty były super, atmosfera mimo ulewy jeszcze lepsza.
W deszczu cudownie oświetlone w nocy molo, pełne szczęśliwych ludzi.
Całą noc lało. Chyba od tej wilgoci nasz aparat się popsuł i robi nieostre zdjęcia. Następnego dnia rano ludziska zaczęli „zjeżdżać” z tej podmokłej trawy na parking asfaltowy. Zrobiło się niemiłosierne błocko. Wszyscy, wszystkich wypychali.
Busik bez żadnego uszczerbku na honorze o własnych siłach wycofał się na asfalt.
Na parkingu asfaltowym poznaliśmy fajnych ludzi, którzy bez przerwy skręcali papierosy i w ogóle atmosfera była bardzo przyjazna. Po 10.00 zaświeciło słońce.
W przerwie przed koncertami poszliśmy zwiedzać Bielawę. Polecamy każdemu kto nie był. Malowniczo położone miasteczko u stóp Gór Sowich, mnóstwo zabytków, starych fabryk, dziwnych neonów, zapora na rzece i spory zbiornik wodny wykorzystywany rekreacyjnie.
Wieczorem na scenie Reggae w Bielawie druga część koncertów do rana, a na molo balanga.
Na koniec wymyśliłam, bardzo nierozsądnie zresztą, wejście na Wielką Sowę (1015 m n.p.m.).
Weszliśmy nawet na wieżę widokową położoną na szczycie, tak dobrze na kondycję wpływa tylko muzyka reggae.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Zagórze Śląskie.
Przeszliśmy zaporę na rzece i zwiedziliśmy Zamek Grodno położony na górze Chojna (450 m n.p.m).